Potem ruszyliśmy w drogę uroczą doliną Izery, wśród pozostałości po osadzie Gross Iser. Po około godzinie dotarliśmy do Schroniska Orle.
Poczytaliśmy trochę o jego historii i ruszyliśmy dalej. W drodze do Jakuszyc mieliśmy przyjemność maszerować ścieżką Justynki, tzn. prostą jak w mordę strzelił drogą, a raczej trasą biegową. Bardziej poprawnie politycznie można określić ją jako pas startowy, autostradę do nieba, przechodzącą nomen omen przez wzniesienie Samolot. Swoją drogą wszystkie duże firmy miały tam swoje trasy biegowe: KGHM, PKO, normalnie lans. W końcu Jakuszyce biegiem Piastów stoją!
Po wyjściu z lasu udaliśmy się na stację benzynową celem uzupełnienia zapasów: 4 Grześki, woda i mały Tymbark stanowiły nasz strzał energetyczny. Po posileniu się ruszyliśmy dalej. Stacja znajdowała się przy granicy z Czechami, więc co chwilę podjeżdżał ktoś chcący zapłacić w koronach. Gdzie tam. "Przemiły" Pan tylko burkał pod nosem: "Tylko w złotówkach!" z akcentem niczym Kaczka Dziwaczka. Milutko!
Z Jakuszyc, leśną drogą przypominającą nieco cmentarzysko lasu dotarliśmy do osnutego we mgle schroniska na Hali Szrenickiej. Możemy krótko je opisać: Totalny brak klimatu. Po kolejnym posiłku (szproty + suchary), dzida na górę do Schroniska na Szrenicy. Tutaj też brak klimatu i wszechobecne docinki personelu. Zamawiając herbatę z cytryną usłyszeliśmy "O na bogato!" Inny przykład miejscowego folkloru to: "Najadła się Pani w końcu?!" Na zwieńczenie naszego pobytu rano zjedliśmy jajecznicę ze skorupkami od jajek. Była to pewnie zemsta personelu, bo przeszkodziliśmy PAŃSTWU w spożywaniu śniadania. Totalna porażka!
Las zniszczony przez kwaśne deszcze. |
Jest i śnieg :) A my w krótkich spodenkach. |
Hala Szrenicka |
Niestrudzeni wędrowcy zawsze gotowi do nowych wyzwań :)
OdpowiedzUsuń