Po solidnej
dawce wspólnego snu (ostatnia drzemka spędzona w trójkę), poranek okazał sie
być przepiękny. Obudziliśmy się, a między nami Synek. Cudny widok :)
Potem
śniadanie jak zwykle pyszne, aczkolwiek jedzone na raty. Z uczciwej gry -
kamień, nożyce, papier - pierwszeństwo jedzenia wygrała Ania.
Szybka
decyzja - jedziemy do sklepu porcelany Lubiana. Zakupy udane. Mamy zastawę do
espresso, także zapraszamy na małą czarną. Co prawda nasza kawiarka nie nadaje
się do indukcji, ale coś wymyślimy. ;)
Popołudnie
minęło pod znakiem relaksu. Było byczenie na leżaku i hamaku, z Kubą na piersi.
Czytanie książek i delektowanie się przyrodą. Najpierw było nam trochę za
ciepło w pełnym słońcu i wycofaliśmy się w cień. Potem, gdy słońce opadło i
zrobiło się nieco chłodniej, z powrotem przesuwaliśmy się w ciepłe promienie.
Taka aktywność! :)
Wieczorem
udaliśmy się na krótki spacer. Jutro za to ruszamy w dłuższą trasę!
A w ogóle to
miejsce jest świetne. Włączyliśmy sobie wczoraj płytę, która leżała sobie w
czytniku. Meeega! Islandzka grupa "Of Monsters and Men",
a płyta nazywa się "Beneath the Skin".
Misiakowy znak jakości!
Cieszę się, że Kubuś tak świetnie znosi pierwszą wyprawę. ;-)
OdpowiedzUsuń