- Dokładny termin. Prawdopodobnie będziemy chcieli wystartować z Niemiec, po wykonaniu malowniczego przelotu z Polski samolotem którejś z tanich linii lotniczych. Wrócić również będziemy chcieli samolotem, co pociąga za sobą book'owanie biletów i precyzyjne określenie terminu, od którego nie będzie już później odwrotu.
- Trasa. Kilka wariantów na wypadek absolutnego zera problemów (mało prawdopodobne), małych problemików (nadal mało), dużych kłopotów (możliwe) i mega-poważnych tarapatów (zgodnie z regułami Murphy'ego - najbardziej prawdopodobne). Co by się nie działo - przecież trzeba zdążyć na samolot powrotny, a jednocześnie nie musieć siedzieć i czekać na niego w jakiejś zapysiałej hiszpańskiej wiosce.
- Noclegi. Gdzieś trzeba spać. W trasie nie ma problemu - weźmiemy namiot, palnik gazowy i jesteśmy urządzeni. Ale w miastach to inna sprawa. Trzeba będzie poszperać na CouchSurfing'u, wykopać spod ziemi starych znajomych albo udawać dawno nieznaną i zapomnianą kuzynkę pocioteczną od strony dziadka.
- Milion innych rzeczy i spraw, które w tej chwili wypadły mi z głowy.
Ania wręcz uwielbia wszystko przygotowywać, szukać, zapisywać, dzwonić i ustalać. Oczywiście, ja też pomagam, ale to głównie dzięki niej mamy wyjazdy przygotowane na poziomie międzynarodowej ekspedycji na Antarktydę. Czasem zastanawiam się, czy ta pierwsza faza w "plan & execute" nie sprawia jej największej frajdy ;) W każdym razie, sporo przed nami - w międzyczasie napiszemy o naszych postępach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz