Wstaliśmy leniwie koło 8, standard na śniadanie. Potem zaczęliśmy móżdżyć gdzie tu iść. Pogoda była parszywa - zimno, mżyło, gęsta mgła. Biedni ludzie, którzy planowali wychodzić w góry. My zostawaliśmy w Karpaczu. Padło na Świątynię Wang. Trochę pod górę, ale atrakcja ciekawa. Po wydaniu 16 złotych monet, znaleźliśmy się w środku. Zajęliśmy miejsce na ławeczce i słuchaliśmy pilnie opowieści przewodnika. Kościółek fajny i urokliwy. Krąży legenda o szczęśliwych małżeństwach, biorących tam ślub. Nie rozważamy, co prawda, zmiany kościoła dla siebie, ale mimo wszystko bierzemy to za dobry znak. W końcu podróż przedślubna trwa!
Następnie udaliśmy się do Muzeum Turystyki i Sportu. Ciekawie przedstawiona była historia Karkonoszy, zaś w kolejnych salach, sportów zimowych. Skoki narciarskie, narty biegowe, łyżwiarstwo szybkie, bobsleje, a nawet curling. Wszystko tam było!
Na obiad - kawał "swojskiego szaszłyka z ziemniakiem". Pycha! Teraz już gnijemy w schroniskowym pokoju, grzejąc się przy herbacie. A za oknem nadal mgła. Brrrr!
piątek, 2 maja 2014
czwartek, 1 maja 2014
Samotnia - Śnieżka - Czarny Grzbiet - Karpacz
Obudził nas harmider - mycie się, jedzenie, pakowanie się reszty schroniska. A było całkiem sporo ludzi. Część pewnie, tak jak my, przywiedziona aurą prawdziwej "schroniskowości" tej górskiej chatki.
W każdym razie, wstaliśmy na nogi - 07:00 na chronometrze, jak co dzień. Śniadanie na burżuja (patrz wcześniejszy opis ze Szrenicy), tzn. herbata i jajecznica. Bez skorupek tym razem. ;)
Ruszyliśmy w trasę - pogoda wspaniała. Pozwalała spodziewać się pięknych widoków ze Śnieżki. Z drugiej strony, pogoda nie miała wyjścia - dostała jasny przekaz, w krótkich, żołnierskich słowach, że za zamglone Śnieżne Kotły, Śnieżka ma być idealna. Kropka.
No ale o tym mieliśmy się przekonać dopiero po godzince marszu, podczas którego wiele mogło się zmienić. Pojawiły się chmury... i znacznie więcej turystów. Bo ludzie już tak mają, że jak iść w góry, to zdobywać najwyższe szczyty, choćby podjeżdżając kolejką. ;) No więc im bliżej Śnieżki, tym więcej turystów. Co zaś ma następujące znaczenie:
W każdym razie, wstaliśmy na nogi - 07:00 na chronometrze, jak co dzień. Śniadanie na burżuja (patrz wcześniejszy opis ze Szrenicy), tzn. herbata i jajecznica. Bez skorupek tym razem. ;)
Samotnia, przyciągająca ludzi |
Ruszyliśmy w trasę - pogoda wspaniała. Pozwalała spodziewać się pięknych widoków ze Śnieżki. Z drugiej strony, pogoda nie miała wyjścia - dostała jasny przekaz, w krótkich, żołnierskich słowach, że za zamglone Śnieżne Kotły, Śnieżka ma być idealna. Kropka.
No ale o tym mieliśmy się przekonać dopiero po godzince marszu, podczas którego wiele mogło się zmienić. Pojawiły się chmury... i znacznie więcej turystów. Bo ludzie już tak mają, że jak iść w góry, to zdobywać najwyższe szczyty, choćby podjeżdżając kolejką. ;) No więc im bliżej Śnieżki, tym więcej turystów. Co zaś ma następujące znaczenie:
- po pierwsze, primo - ludzie to tłok, a na wąskich dróżkach to zło
- po drugie, primo - aura (lub kto woli, Duch Gór, bo mówimy o Karkonoszach) to wredna menda i dowali tak pogodowo, żeby wszyscy w klapkach Kubota i w bluzkach na ramiączkach bez kurtek pożałowali sromotnie.
Zatem trochę się martwiliśmy czy Ona, znaczy Pogoda, zachowa się honorowo i odda nam te Śnieżne Kotły. Widać było, że kombinowała. Nawet zaczęło lekko kropić, ale po naganie słownej z wpisem do dziennika, dała spokój. I mogliśmy się nacieszyć widokami. Także Ania, dla której to była trzecia wizyta na szczycie i dotąd nie miała przyjemności widzieć więcej niż na sto metrów.
Tu już jest naprawdę surowo |
Tofik! |
Takie tam na tle statku kosmitów |
Musimy jeszcze wspomnieć o Symbolicznym Cmentarzyku Ofiar Gór, położonym w górnej części Kotła Łomniczki, przy czerwonym szlaku z Karpacza na Śnieżkę. W 1985 roku, w granitowej ścianie Kotła, powyżej szlaku, ustawiono metalowy 130-kilogramowy krzyż o wysokości 2,4 m z napisem "ofiarom gór" oraz tablicę ze słowami "żyli w górach – w górach pozostali". Poniżej, przytwierdzone do skał, znajdują się tablice poświęcone przewodnikom, ratownikom górskim, ludziom zasłużonym dla gór, którzy tragicznie zginęli właśnie z górach. Tuż przy szlaku umieszczono pamiątkową tablicę z sentencją "Martwym ku pamięci - żywym ku przestrodze", zaczerpnięta z dzwonu kaplicy na Symbolicznym Cmentarzu Ofiar Tatr pod Osterwą. Ważne miejsce.
Słowa te zostaną nam głęboko w głowie |
Ze Śnieżki, w dalszą drogę udaliśmy się przez Czarny Grzbiet. Biolodzy nazywają go częścią Arktyki w środku Europy, bo ma charakter tundrowy. Ciekawe - polecamy czytanie tablic informacyjnych przy szlakach. W czeskim schronisku Jelenka wydaliśmy ostatnie korony, którymi dysponowaliśmy i chwila moment byliśmy w Karpaczu, po zejściu czarnym szlakiem przez Sowią Dolinę.
W Karpaczu zaczęli się już zjeżdżać ludzie na początek tej właściwej majówki. My, po krótkim szukaniu, znaleźliśmy swój nocleg - schronisko młodzieżowe Liczyrzepa i poszliśmy coś zjeść. Wypadło na pizzę. I tak sobie radośnie jedliśmy, gdy nagle na zewnątrz wybuchła strzelanina! Już mieliśmy zabierać po kawałku pizzy i sos czosnkowy i zmykać pod stół, gdy ktoś krzyknął "O, inscenizacja się zaczęła!". I rzeczywiście, na zewnątrz stały wozy z czasów II Wojny Światowej. A jednak Karpacz przygotował dla turystów coś więcej, niż tylko indiańca gwiżdżącego na bambusowych rurkach, drewniane łuki i topory, dmuchane balony i resztę standardowego "wyposażenia" turystycznych miejscowości.
Wolimy w góry.
Informacje o Cmentarzyku zaczerpnięte z artykułu na Wikipedii.
Etykiety:
Karkonosze,
wędrówki po górach
Lokalizacja:
Karpacz, Polska
Subskrybuj:
Posty (Atom)