środa, 31 grudnia 2014

Jaki Sylwester taki cały rok!

Dziś krótko bo nie możemy marnować ostatniego dnia roku.  ;-)
Po smacznym śniadaniu wybraliśmy się na lekki spacerek. Lekki to delikatna ironia bo zeszło się nam z cztery godziny. Ale cóż za widoki. Im wyżej tym piękniej.
Przez chwilę humory popsuły nam pędzące quady. Ale tylko przez chwilę.
Wchodząc wyżej ujrzeliśmy w oddali najpierw Pieniny, potem Gorce, aż tu nagle ich, ach, zobacz, zobacz. Naszym oczom ukazały się Tatry! Ochom i achom, nie było końca. Ale to jeszcze nie finisz naszej wędrówki. Doszliśmy do kaplicy na górze Błyszcz. Ale pięknie, nawet Sławek skomentował, że 19 lipca mógł nastąpić tutaj, tylko krótszą suknię musiałabym mieć. No było pięknie!
Wróciliśmy tą samą drogą, znów podziwiając Tatry.
Teraz już szykujemy się do imprezy.
Składamy wszystkim najserdeczniejsze życzenia na ten Nowy Rok!  :-)

Jak dobrze wstać skoro świt...

Na dobry początek dnia dzielimy się tym co mamy za oknem. A tam w tyle Beskid Sądecki i piękny Dunajec.

wtorek, 30 grudnia 2014

Na Trzy Korony marsz!

Za oknem całą noc świeciła nam choinka. Krajobraz jak z bajki. Wstawać się więc nie chciało. Ale Trzy Korony same się nie zrobią. Wyszliśmy koło 9. Dość wcześnie jak na nas. Ale pakowanie, wikwintne sucharowo-szprotowe śniadanie, herba w termos i w drogę.
Po około 2h byliśmy na szczycie. Sam szczyt Trzech Koron nie prezentuje się jakoś okazale. Ale za to ciut dalej po drabinkach naszym oczom ukazał się przepiękny widok z Okrąglicy. Pogoda okazała się być dość łaskawa. Parę fotek zrobiliśmy, co skonczylo się małym wyziębieniem i bolącymi palcami u dłoni. Stare sprawdzone metody pomogły. Po powrocie czucia w dłoniach ruszamy w dalszą wędrówkę. Po 15 minutach w dół naszym oczom ukazało się zamczysko św. Kingi vel Kunegundy. Dużo kamieni, ogromna powierzchnia. Mieli rozmach skurczybyki.
Po zwiedzaniu czekała nas już tylko godzinka drogi w dół. W międzyczasie gdzieś odczepiła nam się jedna z nakładek antypoślizgowych na buty. To były takie małe raczki made by Lidl. Dobre były i niedrogie, ale czas pomyśleć o czymś nowym. No nic lecimy dalej. Jest, osiągnęliśmy Krościenko nad Dunajcem. Teraz jakiś obiad. Ceny aż nadto przystępne, no i wyjątkowo smaczne jedzenie. Potem zdążyliśmy zrobić zakupy w GSie i hop do busa, który zawiózł nas do pensjonatu Sobel. No prawie, bo jak na tuptusiów przystało musieliśmy trochę podejść, ale nie było źle. Całość trudów zrekompensował piękny pensjonat. Pokój jest nieduży ale wystarczający. Ale gwiazdą wieczoru była godzinka w jacuzzi z butelką wina gratis. To był dobry dzień. :)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Gramy!

A wieczory na ogół spędzamy tak  :-)

Z Turbacza do Trzech Koron przy pomocy kierowcy bombowca

No dobra - do schroniska Trzy Korony, a nie na szczyt. Normalnie, to nie jest wielka różnica, bo przeważnie schroniska są zaraz obok imiennych szczytów. Ale tu sytuacja ma się inaczej, co prawie doprowadziło nas spektakularnego błędu. Ale po kolei.

Wstaliśmy dosyć rano, ale i tak ponad godzinę po pierwotnej pobudce. Okazało się jednak, że na korytarzu jest więcej takich śpiochów jak my, ponieważ co chwila słychać było dźwięki budzików, dochodzące z różnych pokoi. Nikomu chyba nie było śpieszno wstać. Być może dlatego, że wczoraj pewna pani wykrzyczała na sali jadalnej do swojego partnera informację o tym, że o 11:00 przyjedzie samochód, dowożący zapasy i ona zamierza się nim zabrać na dół. "Ty sobie chcesz zejść?! No to sobie idź! Ja jadę!". Widać znalazło się więcej chętnych. ;)
W każdym razie, na sucharowo-pasztetowo-herbacianym śniadaniu byliśmy sami. Za wyjątkiem dżentelmena, który o 08:10 raczył sobie zrobić herbatkę do termosika... i piwo z sokiem malinowym. Trzeba się przygotować do wyjścia w góry - nie ma to tamto!
Podsumowując, nie będzie dla nikogo zdziwieniem, że mieliśmy cały szlak dla siebie i mogliśmy iść po wspaniałym, nietkniętym, dziewiczym śniegu. Co tu dużo gadać - było pięknie!
Tak sobie zeszliśmy niebieskim szlakiem do Łopusznej, mając pod stopami coraz mniej śniegu, wraz ze zmniejszającą się liczba metrów nad poziomem morza. Wioska dłużyła nam się niezmiernie! Ale w końcu doszliśmy do przystanku PKS, co właściwie oznaczało dla nas koniec z Gorców. Nadszedł czas na Pieniny! Ale najpierw trzeba było do nich dojechać. Na przystanku oczywiście rozkładu było brak. Czasami się zastanawiamy, czy to jakieś nieznane nam hobby - zrywanie, palenie, malowanie, jedzenie (?) rozkładów? Tak czy owak, zdążyliśmy nieco zmarznąć, nim oczom naszym ukazał się Bus. Który niekoniecznie jechał dokładnie w tym kierunku, w którym chcieliśmy. Ale co tam - pakujemy się i będziem kminić!
Sławek patrzył na mapę, przepychając się z plecakiem na tył busa - no lipa jeszcze kawał drogi do góry! Po czym przyszła Ania po opłaceniu biletów i ze spokojem stwierdziła, że to coś do góry to Trzy Korony są i owszem, ale szczyty. Zaś schronisko jest tu na dole i wcale nie trzeba się nigdzie drapać. No i w sumie, to zdecydowaliśmy się podjechać pod same drzwi schroniska. Jeszcze tylko kontrolnie sprawdziliśmy położenie: Dunajec jest? Jest! Trzy Korony są? Są! No to na placek/kotlet oraz partyjkę w Rummy.
PS. Jak sobie pomyślimy, że za nocleg tutaj zapłaciliśmy tyle samo, co za Turbacz, to ogarnia nas pusty śmiech. Zamiast niezamykającej się toalety na korytarzu, mamy własną łazienkę z widokiem na góry. Zaś obsługa jest miła i uśmiechnięta. Niby na Turbaczu było fajnie, ale czegoś brak.

niedziela, 28 grudnia 2014

Maciejowa przez Stare Wierchy do Turbacza

Wstaliśmy o 8 i po śniadaniu składającego się z sucharów i szprot ruszyliśmy w drogę. Bacówka w której spaliśmy okazała się być przytulną, niewielką górską chatką z kominkiem opalanym drewnem. Fajna obsługa, ceny przystępne, a fasolka i kapuśniak w życiu lepiej nie smakowały.
Plan na dzis to przejść do Starych Wierchów, tam czekoladka i herbatka. Zrobione. Kupiliśmy nawet książeczkę GOT PTTK i padło hasło: Zdobywamy odznakę! Potem tylko 2,5 h do schroniska na Turbaczu. Było biało, bielej, wietrznie i mroźno. Po prostu bajecznie.
Czasem nawet z dreszczykiem emocji, bo szlak na sam szczyt Turbacza z szerokiej drogi nagle zmienił się w wąską zasypana śniegiem ścieżkę.
No, a teraz jemy placka po zbójnicku. Mamy nadzieję, że będzie pysznie.
Wieczorem pewnie pogramy w Rummy i tak spędzimy wieczór drugi górskiej wycieczki.

sobota, 27 grudnia 2014

Jedziemy na Sylwestra w góry!

Miało być klimatycznie, sylwester w schronisku. Niestety nasza wizja górskiej imprezy sylwestrowej różni się nieco od standardów: wnoszenie bagaży, wwożenie dupek na górę. Chyba pomyliliśmy imprezy. Nie poddaliśmy się jednak i poszliśmy na maly kompromis. Najpierw będzie aktywnie, a potem relaksująco. Teraz śmigamy pendolino do Krakowa. Narazie jest klasa. Zgodnie z rozkładem, ciepło, cicho. Na pohybel mediom, mamy w Polsce nareszcie jakiś sukces. No to jak juz będziemy w Krakowie to czekają nas jakieś małe zakupy, obiad i śmigamy busem do Rabki Zdrój. Potem tylko ze dwie godziny marszu, niestety już w ciemnościach i będziemy w upragnionych górach. Do przejścia mamy całe Gorce i Pieniny. Trzymajcie kciuki i potuptamy tak daleko jak nogi poniosą. Razem!  :-)