Za oknem całą noc świeciła nam choinka. Krajobraz jak z bajki. Wstawać się więc nie chciało. Ale Trzy Korony same się nie zrobią. Wyszliśmy koło 9. Dość wcześnie jak na nas. Ale pakowanie, wikwintne sucharowo-szprotowe śniadanie, herba w termos i w drogę.
Po około 2h byliśmy na szczycie. Sam szczyt Trzech Koron nie prezentuje się jakoś okazale. Ale za to ciut dalej po drabinkach naszym oczom ukazał się przepiękny widok z Okrąglicy. Pogoda okazała się być dość łaskawa. Parę fotek zrobiliśmy, co skonczylo się małym wyziębieniem i bolącymi palcami u dłoni. Stare sprawdzone metody pomogły. Po powrocie czucia w dłoniach ruszamy w dalszą wędrówkę. Po 15 minutach w dół naszym oczom ukazało się zamczysko św. Kingi vel Kunegundy. Dużo kamieni, ogromna powierzchnia. Mieli rozmach skurczybyki.
Po zwiedzaniu czekała nas już tylko godzinka drogi w dół. W międzyczasie gdzieś odczepiła nam się jedna z nakładek antypoślizgowych na buty. To były takie małe raczki made by Lidl. Dobre były i niedrogie, ale czas pomyśleć o czymś nowym. No nic lecimy dalej. Jest, osiągnęliśmy Krościenko nad Dunajcem. Teraz jakiś obiad. Ceny aż nadto przystępne, no i wyjątkowo smaczne jedzenie. Potem zdążyliśmy zrobić zakupy w GSie i hop do busa, który zawiózł nas do pensjonatu Sobel. No prawie, bo jak na tuptusiów przystało musieliśmy trochę podejść, ale nie było źle. Całość trudów zrekompensował piękny pensjonat. Pokój jest nieduży ale wystarczający. Ale gwiazdą wieczoru była godzinka w jacuzzi z butelką wina gratis. To był dobry dzień. :)
Po około 2h byliśmy na szczycie. Sam szczyt Trzech Koron nie prezentuje się jakoś okazale. Ale za to ciut dalej po drabinkach naszym oczom ukazał się przepiękny widok z Okrąglicy. Pogoda okazała się być dość łaskawa. Parę fotek zrobiliśmy, co skonczylo się małym wyziębieniem i bolącymi palcami u dłoni. Stare sprawdzone metody pomogły. Po powrocie czucia w dłoniach ruszamy w dalszą wędrówkę. Po 15 minutach w dół naszym oczom ukazało się zamczysko św. Kingi vel Kunegundy. Dużo kamieni, ogromna powierzchnia. Mieli rozmach skurczybyki.
Po zwiedzaniu czekała nas już tylko godzinka drogi w dół. W międzyczasie gdzieś odczepiła nam się jedna z nakładek antypoślizgowych na buty. To były takie małe raczki made by Lidl. Dobre były i niedrogie, ale czas pomyśleć o czymś nowym. No nic lecimy dalej. Jest, osiągnęliśmy Krościenko nad Dunajcem. Teraz jakiś obiad. Ceny aż nadto przystępne, no i wyjątkowo smaczne jedzenie. Potem zdążyliśmy zrobić zakupy w GSie i hop do busa, który zawiózł nas do pensjonatu Sobel. No prawie, bo jak na tuptusiów przystało musieliśmy trochę podejść, ale nie było źle. Całość trudów zrekompensował piękny pensjonat. Pokój jest nieduży ale wystarczający. Ale gwiazdą wieczoru była godzinka w jacuzzi z butelką wina gratis. To był dobry dzień. :)
Super opowieść niczym jak bajkowe sa wasze reelacje. Zazdroscimy Wam widoków i wspanilaego pobytu. Buziaki !!!
OdpowiedzUsuńPrzepięknie. Tylko uważajcie na Siebie. Całuski dla Obojga.
OdpowiedzUsuńPs.
Superanckie to zdjęcie z winem i stópkami.