środa, 31 sierpnia 2011
Barcelona do Gibraltar
Pojutrze (lub moze jutro) jedziemy pocigiem do Malagi (wiemy, troche oszustwo, ale juz jestesmy znuzeni stopem po przebojach na drodze z Paryza do Barcelony i chcemy jak najszybciej lezec i smazyc dupki na plazy).
Wiecej zdjec moze z Malagi.
Teraz mykamy do pokoju z klimatyzacja, bo tu na zewnatrz sie nie da wytrzymac. Pozdrawiamy i calujemy, Ania i Slawek
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Barca
Dzis dzien zaczal sie dla nas bardzo wczesnie, bo o 4.30. Do prawie samej Barcelony dojechalismy na dwa tiry z Polakami wiozacymi indyki do Hiszpani. Poprzednniego dnia urzadzili nam prawdziwa uczte - indyk z cebulka i chlebkiem - pycha!
Kolo Barcelony bylismy ok. 12, potem juz tylko pociag za 2,50 az do samiuskiej Barcelony.
Tu powitala bardzo piekna pogoda, my + duze plecaki + lejacy sie zar z nieba rowna sie duzo potu i uzupelniania plynow.
Kolejno szukalismy schronienia, az wreszcie trafilismy na prywatny hostel w mieszkaniu Peppera. Szalu nie ma ale jedna noc przetrzymamy, a jutro zmieniamy lokum i wyruszamy na podboj Barcelony.
Pozdrawiamy!
Ps. Dzis odbyla sie pierwsza kapiel w Morzu Srodziemnym i wykonane zostalo nasze zdjecie z palma. Plan minimum wykonany - ;)
sobota, 27 sierpnia 2011
W drodze do Barcelony
W przeddzień naszego wyjazdu, odkryliśmy z Anią fajna stronę, hitchwiki.com. Tak łatwo jak na stronie nam nie poszło, ale obecnie, po pokonaniu około 450 km, znajdujemy się niedaleko Lyon'u. Zatrzymaliśmy się w schludnym i niedrogim hotelu Formula 1. A jutro w dalszą drogę do Barcelony.
czwartek, 25 sierpnia 2011
Luwr, Notre Dame, Luk triumfalny, Chamse elysees i walka z jedynym slusznym jezykiem
Dzis znow bylo intensywnie mimo postanowienia, ze zwalniamy!
Wstalismy okolo 8, ale zebranie sie zajelo nam mnoooostwo czasu. Kiedy juz zroblilismy kanapki, opublikowalismy zdjecia i zrobilismy cala mase innych potrzebnych rzeczy - postanowilismy wyruszyc ku sloncu, zwiedzajac Paryz!
Na poczatek wybralismy sie do Luwru. Tak przeogromnego palaco-muzeum nie widzielismy jeszcze nigdy.
Nagromadzenie dziel sztuki z roznych epok, w jednym miejscu to nielada gratka dla koneserow, ale tez dla prostych ludzi - takich jak MY :) Widzielismy na wlasne oczy Wenus z Milo (niezly brzuszek)
, Mona Lisa (przy innych obrazach z epoki, zadziwiajaco maly obraz)
, Statue Ramzesa II.
Potem przyszedl czas na Notre Dame. Wzielismy jednego audioguida, ale okazal sie niestety dosyc nudny. Ogolnie Notre Dame to... taki duzy kosciol, nic szczegolnego. No moze poza imponujacymi rozetami i skarbami, w tym fragmentami krzyza Jezusa i chyba encyklika Jana Pawla II.
W tym momencie dopadl nas ON. Probowalismy sie przed NIM uchronic przy pomocy recznie robionych kanapek, jednak koniec koncow przyparl nas do muru. ON - zly, natretny glod. W zwiazku z tym, w celu ostatecznej defensywy, ucieklismy do pobliskiej knajpki. Mimo przeszkod, w postaci jedynie francusko - jezycznej obslugi i zupelnie nieznanego i tajemniczego dla nas sposobu podania wina, opedzilismy sie przed NIM, znaczy glodem i moglismy cieszyc sie atmosfera paryskiej knajpki, pelnej gwaru rozmow, przy dzwiekach radosnej imporowizacji, granej na zywo na fortepianie.
Najedzeni, moglismy udac sie na Avenue des Champs-Élysées, by oddac sie nieskrepowanemu szalowi zakupow. No dobra, moze nie takiemu nieskrepowanemu, bo chyba nie ma drozszego miejsca w Paryzu. Ania kupila pasek - zawsze cos, prawda?
Joe Dassin - Les Champs-Élysées W taki sposob doszlismy pod Luk Triumfalny, zbudowany na polecenie Napoleona dla uczczenia francuskich zwycieztw. Pali sie pod nim ogien na grobie nieznanego zolnierza z czasow I Wojny Swiatowej. Obecnie, na gore prowadza schody do tarasu widokowego, z ktorego roznosi sie imponujacy widok na spora czesc Paryza, w tym na Wieze Eiffla. Co prawda, dla zrobienia zdjecia na tle podswietlonej Wiezy, musielismy specjalnie wspiac sie po schodach drugi raz, ale kto by sie tym przejmowal! :) Dzisiaj ostatni dzien zwiedzania, a jutro, gdy kury zapieja, wyruszamy na poludnie - ku sloncu i slonecznej Barcelonie!
Joe Dassin - Les Champs-Élysées W taki sposob doszlismy pod Luk Triumfalny, zbudowany na polecenie Napoleona dla uczczenia francuskich zwycieztw. Pali sie pod nim ogien na grobie nieznanego zolnierza z czasow I Wojny Swiatowej. Obecnie, na gore prowadza schody do tarasu widokowego, z ktorego roznosi sie imponujacy widok na spora czesc Paryza, w tym na Wieze Eiffla. Co prawda, dla zrobienia zdjecia na tle podswietlonej Wiezy, musielismy specjalnie wspiac sie po schodach drugi raz, ale kto by sie tym przejmowal! :) Dzisiaj ostatni dzien zwiedzania, a jutro, gdy kury zapieja, wyruszamy na poludnie - ku sloncu i slonecznej Barcelonie!
Fotki
Dodalismy zdjecia do poprzednich postow. Zapraszamy do ogladania! :) My ruszamy na podboj Paryza!!!
Ps. Przepraszamy za brak polskich liter, ale samo pisanie na francuskiej klawiaturze jest juz nie lada wyzwaniem. ;)
środa, 24 sierpnia 2011
Paris :-)
Dziś od rana w biegu, pełni niepokoju. Tak wyglądał początek naszego dnia. Wczoraj chcąc kupić bilety na autobus do Paryża, popełniliśmy błąd, który mógł nas kosztować 50 euro, a na pewno poskutkował niemałą ilością nerwów. Otóż podczas rezerwacji oczywiście wybraliśmy również godzinę odjazdu autobusu. Pech chciał, że w tym momencie zmienił się język strony i zaznaczyliśmy godzinę 7:00... PM. I tak oto staliśmy się posiadaczami biletów na wieczór, zamiast na rano. Na szczescie udało sie wszystko odkręcić i szczęśliwie znaleźliśmy się w Paryżu.
Po krótkim poszukiwaniu drogi odnaleźlismy się w czasie i przestrzeni i dojechaliśmy do naszego celu-wieży Eiffela.
Żeby nie było zbyt łatwo nasze plecaki okazały się zbyt duże, bilety straciły ważność przez spóźnienie naszego autobusu, a kolejka do kas powiększała się z minuty na minutę. :-)
Pospieszylismy na poszukiwania przechowalni bagażu, co okazało się nielada wyzwaniem, po pierwsze w centrum, po drugie w czasach zagrożonych terroryzmem. W końcu udało się przeszliśmy kontrolę i tak staliśmy się wolni od bagażu, a poruszanie stało się szybsze.
Po powrocie pod wieżę, stało się jasne, że jesteśmy spóźnieni na obie nasze godziny Na szczęście pan strażnik okazał się bardzo miły i bez problemów weszliśmy do środka. Widoki z góry cudowne, przeżycie niezapomniane, kto nie był niech żałuje.
Po powrocie na ziemię z krainy prawie w chmurach, postanowiliśmy oddać się rozkosznej chwili odpoczynku pod wieżą. Chciałoby się powiewieć chwilo trwaj wiecznie!
No cóż trzeba było się zbierać i wzruszać do domu naszego hosta. Teraz już leżymy grzecznie w łożeczkach. Ciąg dalszy opowieści z pobytu w Paryżu już jutro. Dobrej nocy!
Brussel
Brukselski poranek nie należał do najprzyjemniejszych. Nawałnica, która przeszła nad miastem, z towarzyszącymi jej jasnymi jak ogromne światła latarni błyskami, to było coś czego słowami pięknej polszczyzny opisać nie można. Nie marnując bezczynnie czasu, zrobiliśmy kanapki na cały dzień zwiedzania, urządziliśmy wielkie pranie i czekaliśmy na zakończenie wyładowań atmosferycznych :)
Kiedy nastała chwila jasności, czym prędzej wybiegliśmy z domu żegnając się z Gertem, który opuszczał nas ze smutkiem, a rozpoczynał z wielką radością swój urlop :). Zaopatrzeni w kurtki przeciwdeszczowe, najlepsze buty na angielską (lub jak miejscowi mówią - typowo belgijską) pogodę - sandały i raincover ruszyliśmy w stronę Centrum.
Grand Place - to był nasz pierwszy większy cel zwiedzania. Przepiękne budynki okalające potężny plac, bogate złocenia i sklepiki z pralinkami, żyć nie umierać! Manneken Pis - Sikający chłopiec , który jak się dowiedzeliśmy, w tak młodym i niedojrzałym wieku posiada już swoją, równie frywolnie siusiającą dziewczynę, to urokliwa fontanna na rogu dwóch niewielkich uliczek, oferujących ponad 300 gatunków słynnych gatunków belgijskiego złocistego napoju.
Kolejnym kuszącym nas już z daleka widokiem było Atomium, ze swoimi przepięknie lśniącymi w słońcu, po wielkiej nawałnicy, kulami. Ceny nie napawały optymizmem, lecz bez chwili zastanowienia zakupiliśmy bilety na Atomium i Mini-Europe + audioguide. Historia związana z tą wybudowaną początkowo tylko na Expo 58 bryłą - Atomium, jest naprawdę ciekawa. A wszystko to wiemy z niedocenianych często przez nas audioguide'ów :)
W Mini-Europe przebyliśmy całą naszą trasę, zwiedzając zabytki stolic i innych mniejszych miast europejskich. Nasza podróż trwać ma 3 tygodnie, a w Mini-Europe zobaczyliśmy wszytsko w 2 godziny. Czy jest sens więc jechać dalej ? :> TAK! Parlament Europejski - monumentalna, oszkolna budowla, powiewające falgi wszystkich państw europejskich. Wytwornie, okazale, ale z klasą. Potem zadzowniła do nas Ania z wieściami o wieczornym wyjściu na frytki i piwo, czyli belgijskie przysmaki, więc szybciutko postanowiliśmy wracać do naszej posiadłości :>
Lekkim spacerkiem, ale żwawo, mijając Łuk Triumfalny i piękny, duży park nieopodal wsiedliśmy do metra, a z tamtąd już tylko pół godziny i zobaczyliśmy się z Anią.
Wieczór spędziliśmy pod znakiem frytek z przeróżnymi smakami sosów i piwkiem z browarów starych zakonników. Jednak stara receptura to jest to. 9% a w ogóle nie czuć że coś się spożyło ;P
Żegnamy się z Brukselą, a jutro już wyruszamy do Paryża. I tu uwaga dobra wiadomość mamy Hosta - Frederic - Thank You!
Podsumowując dzisiejszy dzień: Kochamy miasta, szczególnie stolice, posiadające więcej niż jedną linię metra! Ten środek komunikacji ratuje życie, przyspiesza zwiedzanie.
Kiedy nastała chwila jasności, czym prędzej wybiegliśmy z domu żegnając się z Gertem, który opuszczał nas ze smutkiem, a rozpoczynał z wielką radością swój urlop :). Zaopatrzeni w kurtki przeciwdeszczowe, najlepsze buty na angielską (lub jak miejscowi mówią - typowo belgijską) pogodę - sandały i raincover ruszyliśmy w stronę Centrum.
Grand Place - to był nasz pierwszy większy cel zwiedzania. Przepiękne budynki okalające potężny plac, bogate złocenia i sklepiki z pralinkami, żyć nie umierać! Manneken Pis - Sikający chłopiec , który jak się dowiedzeliśmy, w tak młodym i niedojrzałym wieku posiada już swoją, równie frywolnie siusiającą dziewczynę, to urokliwa fontanna na rogu dwóch niewielkich uliczek, oferujących ponad 300 gatunków słynnych gatunków belgijskiego złocistego napoju.
Kolejnym kuszącym nas już z daleka widokiem było Atomium, ze swoimi przepięknie lśniącymi w słońcu, po wielkiej nawałnicy, kulami. Ceny nie napawały optymizmem, lecz bez chwili zastanowienia zakupiliśmy bilety na Atomium i Mini-Europe + audioguide. Historia związana z tą wybudowaną początkowo tylko na Expo 58 bryłą - Atomium, jest naprawdę ciekawa. A wszystko to wiemy z niedocenianych często przez nas audioguide'ów :)
W Mini-Europe przebyliśmy całą naszą trasę, zwiedzając zabytki stolic i innych mniejszych miast europejskich. Nasza podróż trwać ma 3 tygodnie, a w Mini-Europe zobaczyliśmy wszytsko w 2 godziny. Czy jest sens więc jechać dalej ? :> TAK! Parlament Europejski - monumentalna, oszkolna budowla, powiewające falgi wszystkich państw europejskich. Wytwornie, okazale, ale z klasą. Potem zadzowniła do nas Ania z wieściami o wieczornym wyjściu na frytki i piwo, czyli belgijskie przysmaki, więc szybciutko postanowiliśmy wracać do naszej posiadłości :>
Lekkim spacerkiem, ale żwawo, mijając Łuk Triumfalny i piękny, duży park nieopodal wsiedliśmy do metra, a z tamtąd już tylko pół godziny i zobaczyliśmy się z Anią.
Wieczór spędziliśmy pod znakiem frytek z przeróżnymi smakami sosów i piwkiem z browarów starych zakonników. Jednak stara receptura to jest to. 9% a w ogóle nie czuć że coś się spożyło ;P
Żegnamy się z Brukselą, a jutro już wyruszamy do Paryża. I tu uwaga dobra wiadomość mamy Hosta - Frederic - Thank You!
Podsumowując dzisiejszy dzień: Kochamy miasta, szczególnie stolice, posiadające więcej niż jedną linię metra! Ten środek komunikacji ratuje życie, przyspiesza zwiedzanie.
wtorek, 23 sierpnia 2011
Ciekawostki z drogi :)
Zaczęło się nieźle. Lot do Dortmundu odbył się bez przeszkód :) Wylądowaliśmy i mieliśmy się nieźle, dopóki nie osiągnęliśmy punktu startowego. Szło słabo, bardzo słabo, tak że koniec końców wylądowaliśmy w polu, tuż koło trzy-gwiazdkowego hotelu IBIS, my i nasz namiot.
Tak zakończyliśmy pierwszy dzień naszej podróży. Rankiem, pełni nadziei, ruszyliśmy dalej. Szło nieźle. Pierwszy był koleś, który specjalnie dla nas zboczył z kursu. Kolejno Kurd, który wiózł mięso na kebaby do Holandii, miał żonę Polkę, więc szybko nawiązaliśmy kontakt. Następnie czarnoskóry miłośnik plaży o wyglądzie koszykarza, który podwiózł nas na autostradę do Amsterdamu oraz przemiła młoda, przyszła mama, jadąca do znajomej. Po godzinie kluczenia po mieście i całkiem sporym spacerku, trafiliśmy w końcu na pole namiotowe. Mycie, jedzienie i spanie - to był nasz plan na dalszą część dnia. Niedziela stała pod znakiem zwiedzania. Polecamy Canal Cruise, przybliżające historię miasta, a także będące miłą wycieczką, pozwalającą spojrzeć na stare miasto z innej perspektywy. Miło wspominamy również wizytę w muzeum Madame Tussauds z pokojem strachów w klimacie statku pirackiego oraz z figurami sławnych osób wszelkiej maści. Angelina Jolie była celem Ani. Nie omieszkała zrobić sobie z nią zdjęcia. Kolejno pojechaliśmy do galerii van Gogh'a. Na nas zrobiły tylko wrażenie "Słoneczniki". Maciejka będzie zawiedziona, ale co zrobić, Kochana raj dla Ciebie, Twoich oczu i kubków sztuki ;) Przed Galerią, tuż nieopodal sławnego napisu 'I amsterdam', leżeliśmy na zielonej trawce brzuszkami i wentylkiem do góry! Było cudownie. Po chwili namysłu, okazało się, że wyczekiwane przez Sławka miejsce - NEMO - centrum techniki, jest czynne jeszcze tylko godzinę. W pośpiechu pojechaliśmy tam i pobawiliśmy się na urządzeniach zgromadzonych w tymże centrum. Cudowne miejsce dla dzieci, poznających świat. Serdecznie polecamy! Po zabawie zgłodnieliśmy, więc najwyższy czas było udać się coś zjeść, wylądowaliśmy w Tommy Steak. Bardzo fajna knajpka, polska obsługa, wyśmienite jedzenie w dobrej cenie! Pyyyyyyyyyyyyycha! Red Light Disctrict - dużo półnagich panieniek z okienek, ale dla każdego coś miłego. No i jeszcze parada transwestytów ;) Tak zakończyliśmy główny dzień zwiedzania Amsterdamu. Było fajnie, niecodziennie, frywolnie, fantastycznie! Poniedziałek zaczęliśmy wcześnie! Jak na spokojny urlop za wcześnie ;P Po spakowaniu się ruszyliśmy w drogę i to był nasz błąd! :) Koleś z pola namiotowego wskazał nam cudownie drogę, jednak nie w naszą stronę! Potem Brazylijczycy - mili, ale także daliśmy się wpuścić w maliny! Ach co za dzień! Kolejno 3 h na stacji benzynowej koło Amsterdamu. Zero szans, ale wreszcie pojawił się Holender, który ni w ząb nie mówił po angielsku. Powtarzał tylko jak mantra - Eindhoven - było śmiesznie, ale w końcu udało nam się wysiąść z jego cudownie zaśmieconego samochodu. Obrzydlistwo! Belgowie są cudni - łapanie stopa w Belgii było proste, do momentu Antwerpii. Tam na stacji spędziliśmy kolejne 2 h. Ale sprzedawca aut uratował nas od noclegu na stacji :) Fura (lekko uszkodzona), komóra (z zeszłego wieku) i skóra (solarka) to było coś, co od razu przykuło naszą uwagę i bez zastanowienia wsiedliśmy do budy! Bruksela oczarowała nas swoją bliskością. Teraz siedzimy z Anią i Gert'em popijając polską Żubrówkę, zajadając chińskie jedzonko! Jest miło, sympatycznie, szlifujemy angielski :) Jutro zaczynamy zwiedzanie! Podróż życia trwa! :D
Tak zakończyliśmy pierwszy dzień naszej podróży. Rankiem, pełni nadziei, ruszyliśmy dalej. Szło nieźle. Pierwszy był koleś, który specjalnie dla nas zboczył z kursu. Kolejno Kurd, który wiózł mięso na kebaby do Holandii, miał żonę Polkę, więc szybko nawiązaliśmy kontakt. Następnie czarnoskóry miłośnik plaży o wyglądzie koszykarza, który podwiózł nas na autostradę do Amsterdamu oraz przemiła młoda, przyszła mama, jadąca do znajomej. Po godzinie kluczenia po mieście i całkiem sporym spacerku, trafiliśmy w końcu na pole namiotowe. Mycie, jedzienie i spanie - to był nasz plan na dalszą część dnia. Niedziela stała pod znakiem zwiedzania. Polecamy Canal Cruise, przybliżające historię miasta, a także będące miłą wycieczką, pozwalającą spojrzeć na stare miasto z innej perspektywy. Miło wspominamy również wizytę w muzeum Madame Tussauds z pokojem strachów w klimacie statku pirackiego oraz z figurami sławnych osób wszelkiej maści. Angelina Jolie była celem Ani. Nie omieszkała zrobić sobie z nią zdjęcia. Kolejno pojechaliśmy do galerii van Gogh'a. Na nas zrobiły tylko wrażenie "Słoneczniki". Maciejka będzie zawiedziona, ale co zrobić, Kochana raj dla Ciebie, Twoich oczu i kubków sztuki ;) Przed Galerią, tuż nieopodal sławnego napisu 'I amsterdam', leżeliśmy na zielonej trawce brzuszkami i wentylkiem do góry! Było cudownie. Po chwili namysłu, okazało się, że wyczekiwane przez Sławka miejsce - NEMO - centrum techniki, jest czynne jeszcze tylko godzinę. W pośpiechu pojechaliśmy tam i pobawiliśmy się na urządzeniach zgromadzonych w tymże centrum. Cudowne miejsce dla dzieci, poznających świat. Serdecznie polecamy! Po zabawie zgłodnieliśmy, więc najwyższy czas było udać się coś zjeść, wylądowaliśmy w Tommy Steak. Bardzo fajna knajpka, polska obsługa, wyśmienite jedzenie w dobrej cenie! Pyyyyyyyyyyyyycha! Red Light Disctrict - dużo półnagich panieniek z okienek, ale dla każdego coś miłego. No i jeszcze parada transwestytów ;) Tak zakończyliśmy główny dzień zwiedzania Amsterdamu. Było fajnie, niecodziennie, frywolnie, fantastycznie! Poniedziałek zaczęliśmy wcześnie! Jak na spokojny urlop za wcześnie ;P Po spakowaniu się ruszyliśmy w drogę i to był nasz błąd! :) Koleś z pola namiotowego wskazał nam cudownie drogę, jednak nie w naszą stronę! Potem Brazylijczycy - mili, ale także daliśmy się wpuścić w maliny! Ach co za dzień! Kolejno 3 h na stacji benzynowej koło Amsterdamu. Zero szans, ale wreszcie pojawił się Holender, który ni w ząb nie mówił po angielsku. Powtarzał tylko jak mantra - Eindhoven - było śmiesznie, ale w końcu udało nam się wysiąść z jego cudownie zaśmieconego samochodu. Obrzydlistwo! Belgowie są cudni - łapanie stopa w Belgii było proste, do momentu Antwerpii. Tam na stacji spędziliśmy kolejne 2 h. Ale sprzedawca aut uratował nas od noclegu na stacji :) Fura (lekko uszkodzona), komóra (z zeszłego wieku) i skóra (solarka) to było coś, co od razu przykuło naszą uwagę i bez zastanowienia wsiedliśmy do budy! Bruksela oczarowała nas swoją bliskością. Teraz siedzimy z Anią i Gert'em popijając polską Żubrówkę, zajadając chińskie jedzonko! Jest miło, sympatycznie, szlifujemy angielski :) Jutro zaczynamy zwiedzanie! Podróż życia trwa! :D
piątek, 19 sierpnia 2011
wtorek, 2 sierpnia 2011
Jesteśmy, żyjemy :)
Wiele się ostatnio działo, ale teraz wszystko wróciło do normy. Ja odbywałam praktyki w Alstomie (serdeczne uściski dla Kolegów, którzy mam nadzieję czytają bloga ;) ), a Sławek walczył o usprawnienie samochodowego nabytku Clio, rejestrację i inne bajery. Od tej pory jesteśmy zmotoryzowani! Juhuuuuuuuuuuuuuuuuu!
Weekendowo jedynie mogliśmy się oddać pasji podróży.
Cały czas wysyłaliśmy też maile z zapytaniem o couch'owanie nas. Do tej pory nie dostaliśmy ani jednej pewnej odpowiedzi :(. Spośród miliona wysłanych zapytań odpowiedziano nam może na pół miliona, z czego z 5 ma status 'MAYBE'.
Trochę się tym zmartwiłam, ale jeszcze będziemy próbować nie poddając się tak łatwo. Może ktoś z czytajacych ma jakieś przydatne wskazówki, jak zainteresować sobą couch'a i sprawić, że z miłą chęcią się nami zaopiekuje :P
W lipcu, przez dwa dni, miałam przyjemność hostować piwnie, muzycznie i bilardowo, przyjaciela z Couchsurfing.com - Gina z Holandii. Best wishes for You Gino, and thank you for the great time we spent together. :)
Chyba obydwoje czujemy już smak wyprawy, a ostatnie już w sumie dni pozostałe nam w nieco szarej i mokrej Polsce, potwierdzają trafność wyboru kierunku podróży.
Do napisania niedługo!
Weekendowo jedynie mogliśmy się oddać pasji podróży.
Cały czas wysyłaliśmy też maile z zapytaniem o couch'owanie nas. Do tej pory nie dostaliśmy ani jednej pewnej odpowiedzi :(. Spośród miliona wysłanych zapytań odpowiedziano nam może na pół miliona, z czego z 5 ma status 'MAYBE'.
Trochę się tym zmartwiłam, ale jeszcze będziemy próbować nie poddając się tak łatwo. Może ktoś z czytajacych ma jakieś przydatne wskazówki, jak zainteresować sobą couch'a i sprawić, że z miłą chęcią się nami zaopiekuje :P
W lipcu, przez dwa dni, miałam przyjemność hostować piwnie, muzycznie i bilardowo, przyjaciela z Couchsurfing.com - Gina z Holandii. Best wishes for You Gino, and thank you for the great time we spent together. :)
Chyba obydwoje czujemy już smak wyprawy, a ostatnie już w sumie dni pozostałe nam w nieco szarej i mokrej Polsce, potwierdzają trafność wyboru kierunku podróży.
Do napisania niedługo!
Subskrybuj:
Posty (Atom)