wtorek, 23 sierpnia 2011

Ciekawostki z drogi :)

Zaczęło się nieźle. Lot do Dortmundu odbył się bez przeszkód :) Wylądowaliśmy i mieliśmy się nieźle, dopóki nie osiągnęliśmy punktu startowego. Szło słabo, bardzo słabo, tak że koniec końców wylądowaliśmy w polu, tuż koło trzy-gwiazdkowego hotelu IBIS, my i nasz namiot.
Tak zakończyliśmy pierwszy dzień naszej podróży. Rankiem, pełni nadziei, ruszyliśmy dalej. Szło nieźle. Pierwszy był koleś, który specjalnie dla nas zboczył z kursu. Kolejno Kurd, który wiózł mięso na kebaby do Holandii, miał żonę Polkę, więc szybko nawiązaliśmy kontakt. Następnie czarnoskóry miłośnik plaży o wyglądzie koszykarza, który podwiózł nas na autostradę do Amsterdamu oraz przemiła młoda, przyszła mama, jadąca do znajomej. Po godzinie kluczenia po mieście i całkiem sporym spacerku, trafiliśmy w końcu na pole namiotowe. Mycie, jedzienie i spanie - to był nasz plan na dalszą część dnia. Niedziela stała pod znakiem zwiedzania. Polecamy Canal Cruise, przybliżające historię miasta, a także będące miłą wycieczką, pozwalającą spojrzeć na stare miasto z innej perspektywy.
Miło wspominamy również wizytę w muzeum Madame Tussauds z pokojem strachów w klimacie statku pirackiego oraz z figurami sławnych osób wszelkiej maści. Angelina Jolie była celem Ani. Nie omieszkała zrobić sobie z nią zdjęcia.
Kolejno pojechaliśmy do galerii van Gogh'a. Na nas zrobiły tylko wrażenie "Słoneczniki". Maciejka będzie zawiedziona, ale co zrobić, Kochana raj dla Ciebie, Twoich oczu i kubków sztuki ;) Przed Galerią, tuż nieopodal sławnego napisu 'I amsterdam', leżeliśmy na zielonej trawce brzuszkami i wentylkiem do góry! Było cudownie.
Po chwili namysłu, okazało się, że wyczekiwane przez Sławka miejsce - NEMO - centrum techniki, jest czynne jeszcze tylko godzinę.
W pośpiechu pojechaliśmy tam i pobawiliśmy się na urządzeniach zgromadzonych w tymże centrum. Cudowne miejsce dla dzieci, poznających świat. Serdecznie polecamy! Po zabawie zgłodnieliśmy, więc najwyższy czas było udać się coś zjeść, wylądowaliśmy w Tommy Steak. Bardzo fajna knajpka, polska obsługa, wyśmienite jedzenie w dobrej cenie! Pyyyyyyyyyyyyycha! Red Light Disctrict - dużo półnagich panieniek z okienek, ale dla każdego coś miłego. No i jeszcze parada transwestytów ;)
Tak zakończyliśmy główny dzień zwiedzania Amsterdamu. Było fajnie, niecodziennie, frywolnie, fantastycznie!
Poniedziałek zaczęliśmy wcześnie! Jak na spokojny urlop za wcześnie ;P Po spakowaniu się ruszyliśmy w drogę i to był nasz błąd! :) Koleś z pola namiotowego wskazał nam cudownie drogę, jednak nie w naszą stronę! Potem Brazylijczycy - mili, ale także daliśmy się wpuścić w maliny! Ach co za dzień! Kolejno 3 h na stacji benzynowej koło Amsterdamu. Zero szans, ale wreszcie pojawił się Holender, który ni w ząb nie mówił po angielsku. Powtarzał tylko jak mantra - Eindhoven - było śmiesznie, ale w końcu udało nam się wysiąść z jego cudownie zaśmieconego samochodu. Obrzydlistwo! Belgowie są cudni - łapanie stopa w Belgii było proste, do momentu Antwerpii. Tam na stacji spędziliśmy kolejne 2 h. Ale sprzedawca aut uratował nas od noclegu na stacji :) Fura (lekko uszkodzona), komóra (z zeszłego wieku) i skóra (solarka) to było coś, co od razu przykuło naszą uwagę i bez zastanowienia wsiedliśmy do budy! Bruksela oczarowała nas swoją bliskością. Teraz siedzimy z Anią i Gert'em popijając polską Żubrówkę, zajadając chińskie jedzonko! Jest miło, sympatycznie, szlifujemy angielski :) Jutro zaczynamy zwiedzanie! Podróż życia trwa! :D

2 komentarze:

  1. Super podróż, tylko zazdrościć. Czekamy na jakieś fotki,.
    Ela

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale super!!! Miło poczytać co u Was słychać. Czekamy na więcej... Życzymy tylko pozytywnych przygód.
    Justyna

    OdpowiedzUsuń