Po deszczowym poranku zdecydowaliśmy, że schodzimy Doliną Roztoki na asfalt Morskiego Oka. Droga w dół bardzo przyjemna. Dolina Roztoki niezwykle urokliwa. Gdy dotarliśmy do asfaltu padła decyzja, że zahaczymy o schronisko na Roztoce. To tylko 15 minut od asfaltu. Schronisko leży u podnóża gór. Jest śliczne. Powstało dużo wcześniej niż schronisko nad Morskim Okiem. Klimat iście rodzinny. Czyste, ładne toalety, przewijak, kuchnia z płytą grzewczą, mikrofalówka. Może niedługo wrócimy tu we trójkę? :)
Następny cel to bus do Zakopanego i kąpiele wszelakie w Aqua Parku. I tu zawód! Nie ma gdzie zostawić plecaków, no chyba że w nieczynnej szatni bez niczyjego nadzoru. Pani z recepcji niezwykle "życzliwa" rzuciła nam, że ma mobilne stanowisko pracy i nie ma czasu pilnować naszych rzeczy. W naszym odczuciu ta mobilność polegała na wędrówce po korytarzu i ploteczkach przez telefon. No nic, zapakowaliśmy rzeczy na basen do siatki, plecaki zestawiając bez nadzoru w szatni, licząc, że nic się nie wydarzy. Weszliśmy do kas i tam co znów problem, bo nikt nie ma rozmienić pieniędzy na drobne do depozytu. Który był słabo oznaczony. W ogóle klimat jakby całe miejsce miało być zaraz zamknięte. Trochę dziwne. No ale przynajmniej wodę w basenach mieli mokrą i w miarę ciepła, więc spoko. Po zażyciu kąpieli, zjazdach z roznokolorowych zjeżdżalni i saunie udaliśmy się w poszukiwaniu rozrywki na dalszą część wieczoru- kina. Trafiliśmy do kameralnego kina Giewont. Dotarliśmy tam cali zmoczeni. Pół biedy że sala nie była pełna i mogłyśmy porozwieszac mokre rzeczy na fotelach. Po filmie małe zakupy i na dworzec. Tu znów przygoda. Jakby ktoś chciał skorzystać z toalety na dworcu w Zakopanem po 18.30 to opcji takiej brak. Po prostu robisz w majty, albo trzymasz 1.5 h do pociągu. Kochamy PKP.
Teraz już zaraz będziemy w domu. I swoim łóżku. Szkoda że już koniec ale w domu czeka ktoś mały, a tak ważny. Chyba pierwszy raz, nie mogliśmy zanucić na szlaku "W górach jest wszystko co kocham", 50 % nas zostało w domu. Chyba ciągoty do map i tuptanie na coraz dłuższe dystanse są dobrą prognozą na wspólne wędrówki po górach we Troje :)
Następny cel to bus do Zakopanego i kąpiele wszelakie w Aqua Parku. I tu zawód! Nie ma gdzie zostawić plecaków, no chyba że w nieczynnej szatni bez niczyjego nadzoru. Pani z recepcji niezwykle "życzliwa" rzuciła nam, że ma mobilne stanowisko pracy i nie ma czasu pilnować naszych rzeczy. W naszym odczuciu ta mobilność polegała na wędrówce po korytarzu i ploteczkach przez telefon. No nic, zapakowaliśmy rzeczy na basen do siatki, plecaki zestawiając bez nadzoru w szatni, licząc, że nic się nie wydarzy. Weszliśmy do kas i tam co znów problem, bo nikt nie ma rozmienić pieniędzy na drobne do depozytu. Który był słabo oznaczony. W ogóle klimat jakby całe miejsce miało być zaraz zamknięte. Trochę dziwne. No ale przynajmniej wodę w basenach mieli mokrą i w miarę ciepła, więc spoko. Po zażyciu kąpieli, zjazdach z roznokolorowych zjeżdżalni i saunie udaliśmy się w poszukiwaniu rozrywki na dalszą część wieczoru- kina. Trafiliśmy do kameralnego kina Giewont. Dotarliśmy tam cali zmoczeni. Pół biedy że sala nie była pełna i mogłyśmy porozwieszac mokre rzeczy na fotelach. Po filmie małe zakupy i na dworzec. Tu znów przygoda. Jakby ktoś chciał skorzystać z toalety na dworcu w Zakopanem po 18.30 to opcji takiej brak. Po prostu robisz w majty, albo trzymasz 1.5 h do pociągu. Kochamy PKP.
Teraz już zaraz będziemy w domu. I swoim łóżku. Szkoda że już koniec ale w domu czeka ktoś mały, a tak ważny. Chyba pierwszy raz, nie mogliśmy zanucić na szlaku "W górach jest wszystko co kocham", 50 % nas zostało w domu. Chyba ciągoty do map i tuptanie na coraz dłuższe dystanse są dobrą prognozą na wspólne wędrówki po górach we Troje :)