Potem śniadanko i wymarsz do Rezerwatu Pokazowego Żubrów.
Niestety Starszak niezbyt byl zainteresowany. Co jednak przyciągnęło jego uwagę to plac zabaw na terenie Rezerwatu. Tu śmigał jak szalony.
Potem mieliśmy w planach wejść do dawnego obszaru ochrony ścisłej. Niestety wszyscy przewodnicy, bo tylko w ich towarzystwie można wejść na ten teren, byli zajęci. Nauczka na przyszłość. Umieszczamy zdjęcie z namiarami na przewodników. Może ktoś skorzysta.
Po wyjściu zakupiliśmy dwa miody od bartnika, malinowy i leśny. Takie pamiątki będą nam przypominały w długie zimowe wieczory o naszej podróży, kiedy to będziemy popijać herbatę z miodem, a Kuba zajadał na kolację pyszna owsiankę posłodzona zdrowym miodkiem.
Potem jako alternatywa miała być wycieczka rowerowa czarnym szlakiem po Parku Narodowym. Ale najpierw obiad. Wybraliśmy miejscowość Narewka, a tam zaparkowaliśmy na terenie przystani kajakowej. Wybudowanej, o ile dobrze pamietamy, za coś koło dwóch baniek w celu umożliwienia mieszkańcom zakosztownia odrobiny relaksu w gronie rodziny i znajomych. Czy jakoś tak. No powód musi być jak się współfinansuje inwestycję ze środków unijnych. Jaki by jednak nie był to powód, przystań byla zacna, z kortem tenisowym, ładnymi wiatami, plażą i placem zabaw. Placem... z dużym statkiem pirackim!! Kuba oszalał!! :-)
Jednym z największych plusów kampera jest swoboda. I my skorzystaliśmy z niej, bo zjedliśmy pyszny obiad na jednej z wiat i darowaliśmy już sobie rowery, w zamian za dużo czasu na pływanie okrętem, strzelanie do innych statków z pokładowych armat i próbowanie piasku. ;-P No ale to ostatnie już przez Tomka.
A pozniej ruszyliśmy w drogę, przejeżdżając jeszcze przez Cerkiew w Tokarach, tuż obok granicy polsko-białoruskiej. Właściwie to juz na granicy - skręca się na parking przy cerkwi tuż przed szlabanem granicznym. Był krótki postój, napicie się wody z cudownego źródełka... i przelotna wizyta Straży Granicznej. ;-)
Wracając jeszcze na moment do żubrów. Jaki jest żubr każdy widzi. Lub chociaż widział, na zdjęciu albo reklamie telewizyjnej. W naszym wyobrażeniu Puszcza Białowieska jest ostoją tego majestatycznego zwierzęcia, poniekąd reliktem dawnych czasów, ostatnim miejscem, w którym od wieków żubry władają lasem... Wyobrażenie piękne, może nawet nieco romantyczne... i jak się okazuje - błędne. Otóż sto lat temu człowiek wybił wszystkie żubry żyjące na wolności. Wszystkie. Co do jednego. Najpierw żołnierze Pierwszej Wojny Światowej potężnie zredukowali liczebność żubrów. A później także i okoliczni mieszkańcy przyłożyli rękę do tej zagłady. Rezultat był taki, że w zaledwie kilka lat praktycznie wyeliminowano cały gatunek. Ostało się jedynie kilka sztuk żubrów czystej krwi, porozrzucanych po hodowlach po Europie. W latach dwudziestych ubiegłego wieku rozpoczęto proces przywrócenia żubrów do środowiska naturalnego. Jak wiemy dziś, po stu latach, ludzie są na dobrej drodze. Jednak początki były niesamowicie trudne i tylko duża doza szczęścia i mnóstwo ludzkiego uporu pozwoliły to osiągnąć.
Ta historia pokazuje jak szybko ludzie potrafią coś zniszczyć. Czasem bezpowrotnie. I jak dużo czasu i wysiłku potrzeba, aby coś odbudować. Jest ona naprawdę niesamowita, inspirująca, a jednocześnie przygnębiająca i przerażająca. Warto ją poznać.
Mama Ania każdy wiek ma swoje piorytety. Przyroda piękna. Jeszcze przyjdzie czas żeby maluchy doceniły to dobrodziejstwo. Dla mnie przynajmniej te strony są mało znane , ale warto je zobaczyć. 🤗
OdpowiedzUsuń