piątek, 25 września 2020

Jura, czyli powrót do przeszłości

Z Jura łączy nas trochę. To tutaj Ania stawiała swoje kroki w przygodzie na komercyjnych obozach jako kadra, to tutaj byliśmy razem z Desantem (drużyna harcerska w której byliśmy) na obozie na części wędrownej, pokonując pieszo szlak Olich Gniazd, a ostatnim razem odwiedziliśmy Jurę rowerowo na szlaku rowerowym Orlich Gniazd, na trzecią rocznicę ślubu, kiedy Kuba miał niecały roczek.
Nigdy nie było nam dane skosztować Jury od strony wspinaczkowej. Musimy to kiedyś nadrobić!
Podczas tegorocznej wizyty wybraliśmy opcję: trochę zamków, trochę chodzenia. Czyli Jura w wersji dziecięcej.
Po przybyciu na Jurę udaliśmy się na parking przy zamku w Mirowie. 
Tutaj zrobiliśmy obiad i równie migiem go zjedliśmy bo nadeszło to przed czym uciekamy. Deszcz. Uf na szczęście tylko pokropiło. Ruszamy. 
Kurcze od ostatniej naszej wizyty trochę się tu pozmieniało. Na zamek w Mirowie wejść nie można. 
Można tylko na błonie. Pytam więc co tam mają na błoniach. Noooo eeee nic trawa i można popodziwiac zamek. Nie no w deche. Dzięki! Może wyszliśmy na cebulaków, ale zrobic tam coś np. dla dzieci, gra terenowa, no cokolwiek żeby zachęcić ludzi do zapłacenia tych 7 zł. No oglądanie trawy skutecznie nas zniechęciło. Ścieżka łącząca zamki Mirów i Bobolice też zakaz wstępu. Grzęda Mirowska ma wielu właścicieli, turysci śmiecili i inne bla bla bla. A jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. No słabo. Do Bobolic docieramy drogą asfaltową. Po drodze łapie nas kapuśniaczek. Nie poddajemy się. 
Tutaj przy parkingu znów jakąś nowa budka. I co? Znów wstęp 7 zł żeby przejść się po trawie i dotrzeć na zamek, gdzie dopiero możemy zapłacić za wstęp. Nie wiem jak to kulturalnie skomentować. No ale żenada goni żenadę. Płacimy i idziemy. W końcu obiecaliśmy dzieciom zamek. Zamek w Bobolicach niezmiennie zachwyca. Zachwyca wytrwałość przy rekonstrukcji, zachwycają eksponaty. Jest ekstra. 
Po wyjściu decydujemy się na deser w pobliskiej restauracji. Bierzemy serniki i szarlotkę. Palaszujemy aż nam się uszy trzęsą. Tomcio wyjadł Ani prawie wszystkie jabłka. 🙂 No nic pozostaje zadowolić się cieniutkim ciastem i kawą. 
Tutaj decydujemy się rozdzielić. Sławek maszeruje do kampera i przyjedzie po swą wspaniałą trójkę. A my będziemy trenować wspinaczkę na przyzamkowych skałkach. 
W akompaniamencie niezadowolenia z ponownego usadowienia w foteliku, docieramy do Podlesic. 
Zatrzymaliśmy się na kempingu przy Gościńcu Jurajskim. Widać okno kadrówki z komercyjnych obozów Ani. Wspomnienia wracają.
Na kolację smażymy racuchy z cynamonem. Wszyscy wsuwają że smakiem.
Po kolacji Kuba korzysta jeszcze z pogody i bawi się z koleżanką zapoznaną na polu namiotowym.
Potem pozostaje tylko prysznic (ciepły, o jaki luksus 😋) i spaćku. Jutro też jest dzień w prognozach deszczowy. Zobaczymy jak będzie. Planów brak.

2 komentarze:

  1. Milo jest powspominać. Kubek juz teraz będzie miał jakieś wspomnienia z wyjazdu - zamki,rycerze z mieczami.Milej dalszej podróży .

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspomnienia wspomnienia, ale warto odwiedzać wcześniej poznane miejsca. Chłopcy pewnie za parę lat też tu powrócą. Zdjęcia teraz zrobione będą świetnym wspomnieniem. Są jeszcze mali ale ciekawi ich wszystko. Kubuś jak tam miecz, już zrobiony? 🤺🤺🤺

    OdpowiedzUsuń