wtorek, 23 czerwca 2015

Dzień koczownika - czyli wracamy

Musieliśmy opuścić pokój do 11. Samolot mieliśmy na 20:40. Także sporo czasu zamulania. Postawiliśmy wiec na kąpiele wodne i słoneczne. Tak zlecial nam dzień.  Pierwsza część wakacji za nami. Było super! Teraz powrót do szarej rzeczywistości. W Gdańsku ponoć pogoda pod psem. Do końca tygodnia leje. Smuteczek. Byle do końca sierpnia. Tatry - nadchodzimy! :)
A Malte polecamy Wam serdecznie.

Nasza codzienna jadłodania :)

poniedziałek, 22 czerwca 2015

Gozo


Wczoraj odwiedziliśmy Gozo. Urocza wyspa. Dotarcie jednak na nią zajęło nam około 2.5 godziny. To dłużej niż się spodziewaliśmy. W autobusie mieliśmy miejsca siedzące więc plus. Potem prom przypłynal po 10 minutach oczekiwania. Dalej tylko 20 minut rejsu i jesteśmy. Po wyjściu z promu, przed terminalem, atakują nas taksówkarze, ludzie z propozycjami wycieczek. Odmawiamy i udajemy się w kierunku autobusu. Znów w podróży. Jedziemy do Victorii. Tam wita nas lejacy się z nieba skwar.
Ruszamy pieszo ostro pod górę w kierunku Cytadeli. Z góry roztaczają się piękne widoki. Jest malowniczo i pięknie.


Kolejnym punktem jaki zdecydowaliśmy się odwiedzić na Gozo jest Blue Window. Kupujemy wiec coś co przypomina małe calzone i ruszamy w kierunku dworca autobusowego. I teraz akcja. Czekamy na właściwym przystanku na autobus. Podjeżdża. Potem zmienia numer. Odjeżdża. Potem podbiegł ktoś z kontroli ruchu. We dwóch ustawiają numerek na autobusowym wyświetlaczu. Coś piszczy sapie i hop. Znów wybili zły numer. Podchodzi jakiś kierowca z innego autobusu i każe im odjechać. No i nareszcie pojawia się właściwy autobus z właściwym numerem. Hip hip ruszamy. Kilka gorek, kilka dołków i jesteśmy. Naszym oczom ukazał się piękny widok Azure Window. To niebywale, jak niszczycielska siłę ma morze i wiatr. Fale rozbijajace się o skały to piękny widok.



Nastepnym autobusem wróciliśmy do Victorii. Postanowiliśmy jeszcze pojechać na północ wyspy. Przeszliśmy się urokliwych miasteczkach. Ostatni punkt to powrót na Malte promem, walka by wsiąść do autobusu.
A wieczorem poszliśmy na kalmary, makaron z malzami i muszelkami, popity białym winem. Pysznie.


Ps. A jak ktoś mi jeszcze powie, że Clio nie nadaje się do podróży, poniżej przykład. :)

sobota, 20 czerwca 2015

Half Day Comino Cruise

Tak poruszać się po Malcie, jak dziś, możemy codziennie. Przyjechał po nas pod hotel van. Potem tylko godzinkę jeździliśmy po wyspie zbierając ludzi na rejs. Kierowca wysadzil nas w Ciekewwa, gdzie musieliśmy czekać na nasz jacht.
Po chwili pojawił się on, piękny żaglowiec. Drewniany. Nie mogliśmy oderwać oczu. Pasażerów było około 30 osób, więc dość kameralnie. Zajęliśmy miejsce na dziobie, z dala od całej reszty ludzi. Miejscówka przednia.
Po krótkim wprowadzeniu przez członka załogi ruszyliśmy. Na statku mieliśmy do dyspozycji wodę, białe wino i malutkie chlebki z serem. W takim blogim nastroju, z wiatrem we włosach i raz po raz wylaniajacym się zza chmur słońcu oplywalismy wyspę. Dziś był zbyt duży prąd, stad nie mogliśmy wpływać do jaskiń, ale i tak było super. Na Santa Marija Bay mogliśmy zobaczyć jedyny na wyspie hotel i zażyć kąpieli, korzystając z pobliskiej plaży. Z łodzi wypozyczylismy tez maski i fajki do snorkelingu. Świat pod wodą tez jest piękny. Pod nami pływał różne ryby, rosło mnóstwo roślin wodnych. Fajne doświadczenie.
Następnie ruszyliśmy na Blue Lagoon. Woda w zatoce naprawdę jest lazurowa. Tutaj znów zazylismy kąpieli. Udało mi się nawet uchwycić nurkujacego Slawcia. Z Blue Lagoon ruszyliśmy juz potem wprost na Comino. Tam okazało się ze tylko my wykupilismy wycieczkę na pół dnia, a reszta przesiadla się do Jeepow o ruszyła w przejażdżkę po wyspie.
Tutaj zaczela sie dla nas prywatna wycieczka. Zagailismy Pana z załogi jak teraz mamy wrócić na Malte. Najpierw skierował nas w stronę promu, ale po chwili przywołał i zaproponował że możemy płynąć z nimi. Ach Angelina Jolie i Bradt Pitt - na prywatnym jachcie. Było fantastycznie, ale krótko. Po 15 minutach już byliśmy na Malcie.
Kupiliśmy koszyczek świeżych truskawek i ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu autobusem. Było nam tak blogo, że przysnelismy. Ocknelismy się jednak w porę.
Po szybkim prysznicu poszliśmy na obiad do St. Julian. To miejscowość obok naszej. Mocno imprezowy, tętniący nocą kurort. Padło na niepozorne z zewnątrz "U". Pysznie, zdrowo i konkretnie. Zalaczamy zdjęcie z ulotki z filozofią restauracji. Super sprawa. Resztę dnia spozytkujemy juz pewnie na nadrabianiu zaległości z bloga i planowaniu jutrzejszej wycieczki na Gozo. Musimy wybrać się wcześnie, bo pewnie samo dostanie się na miejsce zajmie nam z 2 godziny, najpierw walka o zatrzymanie autobusu na naszym przystanku, potem modlitwa o wypuszczenie do środka przez kierowcę, a na końcu zdobywanie miejsca do spania w miarę wygodnie, lub wygrana w totka i zajęcie miejsca siedzącego. To pierwsza część podróży. Potem zdobycie biletów na prom i 25 minut rejsu. W taki oto łatwy sposób dotrzemy na Gozo. Relacja z wycieczki juz jutro na blogu. Do napisania. Ciao!
PS. Ponoć gdy chcemy obrazić Maltanczyka wystarczy powiedzieć ze ich język jest podobny do arabskiego. Strasznie nie lubią tego porównania. Ale My, Polacy też nie lubimy kiedy ktoś bierze nas za Rosjan. To nie to sami moi drodzy. Swoją drogą na Malcie są dwa języki urzedowe: maltanski i angielski. Jednym slowem: jesteśmy uratowani. Możemy się dogadać :D
Ps 2. Informacje o rejsie Barbarossa- tak nazywał się nasz jacht- znaleźliśmy na maltaigozo.pl. Dzięki załoga!

piątek, 19 czerwca 2015

Lwy morskie, delfiny i wędrówka w czasie

Jako zachętę do jutrzejszego rozwinięcia tego posta pozostawiamy jedną fotkę. Marzenia się spełniają!

[Aktualizacja]

No i jesteśmy! Plan na dzień był taki, aby przede wszystkim pojechać do Mediterraneo Marine Park. Tam Ania miała zarezerwowaną małą kąpiel... Jak się już wszyscy mogą domyślać na podstawie zdjęcia, z delfinami! Rezerwacja była na 13:45. Więc wyjeżdżając od razu po śniadaniu, mieliśmy spory zapas czasu. Przeczuwaliśmy pewne problemy i nie pomyliliśmy ę. Na trasie autobusu były bardzo duże roboty drogowe i autobus nieoczekiwanie zmienił trasę. No ale mamy bilet tygodniowy, więc zero problemów. Choć mimo wszystko, zależało nam, żeby dojechać wcześniej, by móc zobaczyć prezentacje zwierzaków. A było warto! Najpierw byliśmy na dwudziestominutowym programie z lwem morskim w roli głównej. Choć pani opiekunka również miała niemałe zacięcie aktorskie. 

Następnie obejrzeliśmy prezentację z dwoma delfinami. Czego tam one nie wydziwiały. Ania narobiła sobie smaku, widząc panią opiekunkę, pływającą i nurkującą z tymi wspaniałymi zwierzętami. No ale to już była wyższa szkoła jazdy. W każdym razie po tym występie, oczekiwaliśmy już na gwóźdź programu. 

Tu oddaję elektroniczne pióro w ręce Ani - niech sama zrelacjonuje jak było. :-) 

Chłi, chłi! Powiedzmy że tak witaja sie delfiny butlonose. Moj towarzysz nazywal sie Nino. Nino jest gluchy. No i teraz jak on niby sie dogaduje z trenerkami. Gwizdek odpada, ale pozostaja gesty. Nino obserwowal wiec caly czas gesty trenerek, a potem przyuczonych uczestnikow. Moglismy glaskach delfiny po grzbiecie, po brzuszku. Pod zadnym pozorem jednak nie moglismy dotykac ich po dziurze, ktora oddychaja, po oczach i ladowac paluchow do pyszczka. Maja one bowiem ostre jak brzytwa kielki. Delfiny bowiem nie zuja, a gryza pokarm. Co wiecej z wiedzy nabytej, to to ze delfiny maja pepek na brzuszku i male uszka za oczami. Takie male dziureczki.

A jak rozpoznac plec? Ich genitalia sa schowane w srodku ciala. U panienek to zrozumiale. Panowie swoj orez pokazuja tylko wtedy gdy chca uprawiac seks. Inaczej przeszkadzalyby im w plywaniu. A i ponoc delfiny podobnie jak ludzie odczuwaja przyjemnosc z seksu. Panienki kolo narzadow rodnych maja takze male gruczoly mleczne, a produkowanym przez nie mlekiem karmia male.

Pod ich lewa pletwa znajdziemy serce zwierzecia. Niesamowite uczucie poczuc jego bicie.

No i ostatnia ciekawostka to to czemu ich ciala sa takie ponadszarpywane. Otoz delfiny bawiac sie i uprawiajac seks lapia sie siebie ostrymi klami, czesto dochodzi do zranien.

No i gwozdz programu- skora. Nigdy w zyciu nie dotykalam czegos tak milego. Gruba, miesista skora. Niesamowicie gladka, nieco sliska. Cudowne uczucie.

A jak wygladalo samoplywanie? Delfiny najpierw plywaly wokol nas, pod nami i obok nas. Moglismy je podgladac przez maski pod woda. Potem przywitalismy sie z nimi potykajac grzbietu, brzucha i pyszczka. Dalsza czesc stalowily akrobacje. Chlapalismy sie nawzajem woda, ganialismy i tanczylismy. Bylo super. W tym miejscu dziekuje Slawkowi za super atrakcje. Kocham Cie! :*

No i tu z powrotem ja. Po wymoczeniu się udaliśmy nasze buty do Majjstral Nature and History Park. Czyli po naszemu parku krajobrazowo-przyrodniczego. Jest położony w zachodnio-północnej części Malty i rozciąga się na zaledwie kilka kilometrów wzdłuż skalistego wybrzeża. Jest to niesamowity przykład niszczycielskiej siły morza oraz gorącego i wietrznego klimatu. Popękana ziemia, kaktusy i karłowata roślinność oraz strome klify - teren ten mógłby wystąpić jako plener w niejednym filmie.

Po godzinnym spacerze, postanowiliśmy wracać. Niestety koniec przypadł na rejon Mellieha Bay o godzinie 18:00. Rezultat: tłumy na przystankach. Po kilkukrotnych zmianach koncepcji, wsiedliśmy w pierwszy niezaładowany autobus i pojechaliśmy, jak się okazało, do Valetty. Razem z nowo poznanym gangiem miłośników Christiano Ronaldo. Wszyscy wyglądali tak samo - fryzura, ubiór i diamentowy kolczyk w uchu. No i się darli do siebie tak, jak słynna "Solina nie śpi!" Dla niezorientowanych, to znaczy że bardzo głośni byli. Dopiero jak ich zrugał po maltańsku pewien starszy pan, pokornie zachowali względną ciszę. Chociaż tyle. :-) 


czwartek, 18 czerwca 2015

Smażing, plażing - Ghajn Tuffieha

Dziś post krótki. Jechaliśmy 1,5 h na stojąco autobusem 225 na Golden Bay. Potem spacerkiem przeszliśmy na Ghajn Tuffieha. Potem tylko spacer po zatokach i pagorkach. Na koniec zaleglismy na plaży i opalalismy się naprzemiennie z kapaniem. Byli też nudysci, ale my tym razem wybraliśmy wersje ubrana. Potem znów 1,5 h drogi powrotnej.
Teraz chyba udamy się na jakąś pyszna pizzę, a dzień spuentujemy w pubie angielskim. To był leniwy, acz fajowy dzień! Ciao :)

środa, 17 czerwca 2015

Mdina i Rabat. A do tego Hagar Qim jeszcze daję. Panie, taka promocja!

W tytule trochę pozwoliliśmy sobie na mały, choć suchy żart słowny. No ale po takim czasie w autobusie jesteśmy usprawiedliwieni. No ale po kolei.
Wstaliśmy dość wcześnie. Stały czytelnik pewnie zauważy, że jak zwykle, dlatego jutro zamierzamy wszystkich zaskoczyć i byczyć się rano. No bo po co wstawać wcześnie, jak później się siedzi na czterech literach i czeka przez blisko godzinę na autobus. A potem drugie tyle jedzie do Rabatu - miejscowości mniej więcej w centrum Malty. Ale ogólnie to odległej na około dwa rzuty standardowym kamieniem. Wszystkie opowieści o korkach i dosyć powolnym poruszaniu się po drogach okazały się jak najbardziej trafne. No i ten buńczuczny styl jazdy - przypomniały nam się Włochy. Jak się jeździ po wąskich, krętych drogach? Dzida do przodu, a przed zakrętem klakson, żeby ci z naprzeciwka wiedzieli, że zbliża się As. Coś pięknego!
W każdym razie przyjechaliśmy do Mdiny. Generalnie obronna osada na wzgórzu, otoczona mocnymi murami. Przed Valettą, stolica Malty oraz siedziba arcybiskupstwa. Czuliśmy się jak na planie późno średniowiecznego filmu.
Następnie postanowiliśmy scalić dwa dni z naszego planu i pojechać na Dangli Cliffs. Czyli dwustumetrowe klify z ławeczką na górze. W ogóle po tej stronie wyspy jest inaczej, bardziej skaliście, trawiasto i po prostu surowiej. Ale przez to jeszcze fajniej.
Dlatego postanowiliśmy się udać na mały spacer, motywowany również faktem, że autobus kursował co godzinę. W każdym razie mieliśmy okazję między innymi obejrzeć , z zewnątrz co prawda, letnią rezydencję prezydenta.
Półtorej godziny później już jechaliśmy do kolejnego punktu naszej wycieczki, tj. Hagar Qim i Mnajdra Temples. Czyli neolityczne prawdopodobnie-świątynie z mega wielkich kamieni. Naszym budowniczym polecamy analizę jak goście dożywający trzydziestki, bez znajomości metalowych narzędzi potrafili wydobywać, transportować i precyzyjnie ustawiać dwudziestotonowe bloki skalne.
A analiza się przyda, bo tęgie archeologiczne głowy usiłują od kilkuset lat się dowiedzieć jak i po co to zbudowano. Więcej tu pytań, niż odpowiedzi. Dlatego póki co, postawiono wielki namiot, osłaniający stanowisko od słońca i deszczu. Oraz zorganizowano minimuzeum i film 4D dla takich laików jak my, aby było wiadomo na co patrzeć. Świetne miejsce!
Ruszyliśmy w dalszą drogę, autobusem oczywiście i dotarliśmy do Blue Grotto. Ponoć jakiś angielski koleszka pomyślał, że to miejsce tak przypomina grotę na Capri, że nazwał je... tak samo. Kreatywni ci angole, że ho ho.
W każdym razie, na Capri byliśmy, grotę widzieliśmy, więc podjęliśmy się sprawdzenia, czy rzeczywiście są tak podobne. No cóż' happy endu nie będzie, bo łódki nie pływały. Na pociechę wykąpaliśmy się i ruszyliśmy pod górę z powrotem na przystanek. Autobus podjechał wcześniej, niż myśleliśmy i musieliśmy się ratować krótkim treningiem podbiegów. Po to tylko, żeby już w autobusie stwierdzić, że jedzie on w złą stronę. Eh, dla niepoznaki wysiedliśmy jeszcze raz na Hagar, że niby udziemy do muzeum. A tak naprawdę poczekaliśmy na kolejny autobus. Tym razem już w stronę hotelu.

Ps. Dwie ciekawostki dnia:
Liczba jazd autobusem nr 201: 5
Liczba wyrwań przez wiatr kapelusza Ani: arabski milion

wtorek, 16 czerwca 2015

Valetta i maltanskie 3 city, a wlasciwie to Birgu

Hejo,
Dzien jak na urlop rozpoczety wczesnie. Wczoraj widzielismy jak szybko robi sie ciemno. 20:30 i slonce gasnie. Kiedy wiec juz powstalismy, udalismy sie na sniadanie na taras. Fajowy widok. Zreszta niezly mielismy takze na zatoke o poranku z naszego pokoju. Po odslonieciu zaslon naszym oczom ukazalo sie cos cudnego.
O 9 opuscilismy hotel i ruszylismy na prom do Valetty. Im dluzej szlismy tym mniej moglismy znalezc przystanek. Zewszad jednak wyrastaly prywatne rejsy i naganiacze oferujacy super czarujacy rejs zatoka. Dziekowalismy z usmiechem. Po dluzszych poszukiwaniach, odpuscilismy i ruszylismy na autobus. Dopiero trzeci jaki nadjechal mial miejsce zeby nas zabrac. Po 30 minutach bylismy na miejsu. Naszym oczom ukazaly sie forty, duzo fortow i jeszcze troche fortow. Ruszylismy jednak ku naturze. Ogrody Barraka dolne i gorne urzekly nas swoja roslinnoscia, a widoki z nich sie roztaczace byly przepiekne.
O 12 miala odbyc sie salwa armatnia. Niesamowite jest ze tradycje salw o 12 i 16 podtrzymuje towarzywo pasjonatow. Zrobilo wrazenie! Potem weszlismy na plac, tam gdzie staly armaty i posluchalismy opowiesci przebranego za zolnierza czlonka stowarzyszenia. Pan opisywal caly ceremonial oddawania salwy, od przygotowan az po samo pociagniecie i odpalenie. Wszystko to odbywa sie z niezwykla starannoscia i precyzja.
Nastepnie ruszylismy na prom do Trojmiasta.Trzy Miasta to trzy miejscowosci ufortyfikowane by bronic dostepu do Birgu, Isla i Bormla - to maltanskie nazwy tych miejscowosci (kazde z nich ma tez swoje wloskie odpowiedniki). My skupilismy sie tylko na tej pierwszej. Weszlismy do muzeum walk na Malcie w okresie II wojny swiatowej. Bylismy w schronie dla mieszkancow. Mieli tam nawet porodowke! W ogole niezle musialo brzmiec pytanie znajomych: w ktorym szpitalu rodzilas? W szpitalu, phi, ja w schonie Wojtusia urodzilam. Szkola zycia od malego! A co!
Potem udalismy sie na obiad i zimne piwko, o taaaaak. Restauracja miala super `klimke`, w postaci przyjemnego cienia i podmuchu powietrza przez korytarz do patio. Bylo pysznie i przyjemnie. Potem tylko podziwialismy skromne jachty. Idziesz sobie i nie male to to. Idziesz dalej jest lepiej. A na koncu mariny jachty sa ogromne i maja swoja zaloge. A bogacz siedzi i popija drineczki. Ostry luksus.
Na koniec dnia czekal nas powrot promem na Valette, marsz drugim krancem wyspy i powrot do hotelu.
I tu rodzi sie pomysl. Idziemy poplywac w morzu. Bylo swietnie, ale musimy uwazac na meduzy. Potem przenieslismy sie do basenu hotelowego.
Tutaj jest fantastycznie! :)

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Plan działania - Malta

Witajcie,
my już spakowani, siedzimy na walizkach. O 17 mamy wylot i generalnie nie możemy się doczekać. Lecimy Wizzair. Lot potrwa około 3 godzin. Spakowaliśmy się w duży bagaż podręczny.
Samych przygotowań do wyjazdu nie było wiele. To pierwszy nasz wyjazd z zakwaterowaniem w hotelu i wylotem z Gdańska. Dosyć mieliśmy już kombinowania z dojazdami do Warszawy. Pełen exclusive.
W przygotowaniach pomogła nam stronka maltaigozo.pl. Pewnie każdy kto przygotowuje się na wyjazd na Maltę trafi w to miejsce. Ogromna dawka rad, wskazówek, rabatów to świetny start w rozpoznaniu co w Malcie piszczy ;) Na podstawie marzeń i informacji napotkanych na stronce stworzyliśmy swój plan. Będzie aktywnie, wodnie, wycieczkowo, a co najważniejsze będzie ciepło, słonecznie. No i będziemy tam we dwoje. Więc mamy komplet atrybutów na udane wakacje.

Poniedziałek
Wtorek
Środa
Czwartek
Piątek
Sobota
Niedziela
Poniedziałek
15.06
16.06
17.06.
18.06
19.06
20.06
21.06
22.06
Wylot z GdańskaValetta, Trzy Miasta, St. Julians, SliemaMosta, Mgarr, Mdina, RabatDingli Cliffs, Buskett Garden, Blue Grotto, MarsaxlokkDelfinyMajjstral Nature and History Park: wędrówkaRejs w koło CominoGozo
Wylot z Malty 

No to zaczynamy!
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/0b/9a/45/0b9a45a5445f372afbf72a06483ad178.jpg