środa, 27 sierpnia 2014

Cinque Terre i kolacja

Ciao!
Dzisiejszy dzień musimy zaliczyć do udanych. Śniadanie w naszym hotelu Primavera było przepyszne. Pierwszy raz Ania nie czuła sie zakłopotana z powodu kawy. Normalnie proponują tyle jej rodzai, że można się zagubić. Espresso to już bułka z masłem, ale kiedy pijamy latte, americano, machiato?! Po co komu tyle odmian ;)
Kolejnym celem było znalezienie noclegu. Hotel, w którym spaliśmy był niezły, ale cholernie drogi. Z drugiej strony ulewa jaka miała miejsce ubiegłej nocy, dałaby nam sie we znaki pod namiotem. Także cenę jakoś przełkniemy, ale już drugą noc spędzimy na polu namiotowym.
Poszukiwania nie trwały długo, w pierwszym napotkanym campingu mieli miejsce. Wbili nam nawet tabliczkę Reservatio.
Potem udaliśmy sie na stację, aby podjechać pociągiem do Monterosso al Mare. Tam zaczynał się nasz szlak wybrzeżem Cinque Terre. Widoki nieziemskie. Skala trudności szlaku- średni, choć standardowo byli ludzie w japonkach, sandałach i innych typowo "górskich" butach. Pierwszy odcinek trasy według przewodnika miał być najtrudniejszy. I co tu dużo mówić był. Pot lał się strumieniami, słońce paliło. Tak SŁOŃCE, czy wspomnieliśmy już, że dziś była piękna pogoda? Była, oj była. Było bosko, mimo zmęczenia.
W Vernazza było urokliwie. Zamek zbudowany do ochrony przed piratami został przez nas zdobyty. Gellato zjedzone. Tak posileni ruszyliśmy dalej do Cornigila. Droga faktycznie była już łatwiejsza. W miasteczku trochę się rozejrzeliśmy, no i musieliśmy podjąć decyzję co robimy dalej. Okazało się, że dwa ostatnie odcinki naszego szlaku są zamknięte ze względu na niebezpieczeństwo osunięcia się ziemi. To najpewniej wina tych okropnych deszczy jakie nawiedziły północne Włochy w ostatnim czasie. Musieliśmy więc darować sobie dalszą drogę z Cornigla do Manarola i dalej do Riomaggiore.
Nie było jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Rozbiliśmy namiot na campingu i poszliśmy się kąpać na plażę dla plebsu. Tak, większość plaż była zarezerwowana dla okolicznych hoteli. Woda ciepła, fale ogromne, więc plusk, plusk i kąpiel zaliczona.
Potem nastapił gwóźdź programu, czyli kolacja. Zdecydowaliśmy się na spaghetti ala frutti di mare. Rozpoczęliśmy poszukiwania knajpki. I oto jest. Zamówiliśmy, czekamy i nagle na naszym stole pojawia się pięknie pachnący półmisek z naszym daniem. Pełni obaw czy podołamy z otwieraniem tych wszystkich małż, obieraniem krewetek, oddaliśmy się jedzeniu. Było pyszne, naprawdę. Kto jeszcze się waha niech nie traci czasu. Warto!
Jutro ruszamy do Florencji, gdzie jesteśmy umówieni z Koleżanką Sławka- Anetą. Może na chwilę wstąpimy do Pizy, zobaczymy co podróż przyniesie.
Arrivederci!

2 komentarze:

  1. Relacja wspaniała z tego etapu podróży. Uśmiechy na twarzach wieńczą dzisiejsze zmagania. Widoki nieziemskie. Ahoj przygodo !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciao.
    Radość, słońce i przepiękne widoki.
    Czekamy na kolejne relacje co podróż przyniosła
    Arrivederci!.

    OdpowiedzUsuń