Dziś znów zaczęło się od kap, kap, kap i ulewa. Tak nas Włochy goszczą. Ale nie poddaliśmy się. Plan na dziś obraliśmy następujący: pakowanie, śniadanie i ruszamy na wodospad, po włosku Cascata Cenghen. Wczoraj kupiliśmy mapę w nadziei na lepsza pogodę i wyjście na Grigne, ale musimy zadowolić sie Cenghen. Na blogu potuptani.blogspot.com autor zamieścił bardzo przydatne opisy tras zarówno na Grigne, jak i wodospad. Z tego miejsca serdecznie dziękujemy. Bez rad tam zamieszczonych byłoby naprawdę ciężko. Niby mapę mieliśmy z małą skalą, ale nie spodziewaliśmy się że tak małą. We Włoszech szlaki oznaczone są numerami, nie jak u nas kolorem.
Z Abbadia Lariana poszliśmy wedle wskazówek z bloga w kierunku Novegolo. Potem pod autostradą i tu juz zgubiliśmy drogę, o której pisano na blogu. Poszliśmy główną, jak się okazało nie wyszliśmy na tym najgorzej. Dotarliśmy do placu w Linzanico. Potem za łaźnią poszliśmy dalej główną drogą, szukając szlaku z opisu na blogu. Szliśmy tak długo, aż znaleźliśmy sklep. Tam pani łamanym angielskim narysowała na drogę. Po raz kolejny okazało sie, że Włosi są bardzo pomocni. Wedle wskazówek, mieliśmy iść pod górę, za kościołem St. Antonio. Trasa malownicza, nawet mimo deszczu. Tabliczki wskazujące drogę przybierały naprawdę dziwne postacie. Nic oficjalnego, to tu jakiś świstek A4 z napisem Cascata Cenghen, to tam zwykła tablica Cascata. Niemniej żyłka odkrywców pchała nas do celu. Nagle naszym oczom ukazał się ogromny, zapierający dech w piersiach wodospad. Postanowiliśmy zrobić sobie pod nim zdjęcie. Jeszcze tylko skok z kamyka na kamyk i jesteśmy. Było warto, tyle powiemy!
Drogę powrotną obraliśmy szlakiem, który zaczął się jakby z nikąd. Tablica wskazywała kierunek Abbadia Lariana, więc nie zastanawiając się zeszliśmy na szlak 5B. Ścieżka okazała się być kamienista i śliska. No nic - w końcu pada od dwóch dni. Ale koniec narzekania. Okazało się że ścieżka wyprowadziła nas na plac w Linzanico. Tu wskazówka, szlak zaczyna się przed ratuszem i łaźnią! :) Potem tylko parę minut i znów byliśmy na kempingu.
Teraz już jedziemy do Levanto, pociągiem klasy IC. Jest czysto, ładnie pachnie, a ludzie witają się w przedziale mówiąc: Buonjorno!
Ps. Dotarliśmy do Levanto, ponoć jutro już serio, serio, ma być pogoda. Oby... Bo mężowi siadło. Mooooocy przybywaj! ;)
wtorek, 26 sierpnia 2014
Namiastka gór i podróż do Cinque Terre
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Będzie dobrze. Jutro ma nie deszczyć - tak pisali.
OdpowiedzUsuńDeszcz kiedyś musi przestać padać. Głowy do góry. Buziaki dla Was.
OdpowiedzUsuńtu Prezes, nie wiem czy tam odbieracie smsy, więc powiadomię Was również tutaj. 26-28.09 taki wybraliśmy termin tegorocznych domków, planujemy tym razem jechać do Łapina, dajcie znać czy się na to piszecie, elo.
OdpowiedzUsuń