Dla niewtajemiczonych, wczorajszy dzień to jedna wielka walka o przetrwanie. Anię dopadł jakiś wirus. Kłopoty żołądkowe i gorączka zmusiły nas do pozostania w domu. Jedynie po południu udało nam się wymknąć na chwilę, na szybkie obejście miasta z Anetą. To tyle, w kwestii wytłumaczenia, cóż takiego działo się wczoraj.
Za to dziś... Ach, co to był za dzień! Działo się, oj, działo.
Wstaliśmy dość szybko, jak nas. Wyszliśmy bez śniadania. Około 9:30 byliśmy już pod Duomo. Stanęliśmy w ogromnej kolejce, rozmyślając nad taktycznym rozegraniem całego zwiedzania. Ania dostała misję trzymania kolejki, Sławek podążył do kasy biletowej. Po chwili okazało się, że możemy już wchodzić. Katedrę otwarto o 10. Powaliła nas swoim pięknem. Dobrze, że zakupiliśmy audioguide, co pozwoliło nam na naprawdę dogłębne poznanie zakamarków Katedry na poziomie kościoła, jak i podziemi. Wrażenia niezapomniane.
Po wyjściu z Katedry udaliśmy się na szybkie śniadanie, paninii, cafee latte i cappucino. Mąż uczy się pić kawę, bo jak mówi, mężowie to robią. :)
Potem udaliśmy się do kolejnej, "krótkiej" kolejki. Czterdzieści minut w kolejce i możemy się wspinać na Kopułę. Dzisiejsze zwiedzanie to schody, schody, kondycja, schody :) Na pierwszym poziomie, na który się wspięliśmy, mieliśmy dobry widok na centralną część Katedry. A sam widok ze szczytu z kopuły przepiękny, widoki na całą Florencję. Gdzie nie spojrzeliśmy tam jakieś ciekawe miejsce. Naprawdę czadowo.
Potem udaliśmy się na obiad do domu. Aneta przygotowała doskonałe risotto, które zjedliśmy ze smakiem. Winko białe też było niczego sobie ;p
Po posileniu się odprowadziliśmy Koleżankę pod pracę, a sami udaliśmy się do muzeum Museo del Bargello. Były tam dzieła Donetella i Michała Anioła. Sztuka wysoka.
Następnie udaliśmy się do Battistero. W sumie nie wiemy jak to przetłumaczyć. Może Chrzcielnia?! Doesn't matter! Świetne malowidła przedstawiające sceny biblijne urzekły nas bardzo. Następnie znów czekała nas wspinaczka, tym razem na dzwonnicę. Ciekawym wrażeniem było usłyszeć bicie dzwonów z samego wnętrza dzwonnicy. Było dość głośno, ale za to jak te dzwonki pięknie grały. Bellisima! Schodząc zjedliśmy na tarasie naszą porcję owoców zakupioną w markecie. Super sprawa, taka zdrowa przekąska spożyta podczas trudów zwiedzania.
Potem podreptaliśmy przez Piazza della Signoria, mijając Galerię Uffici (super duża galeria sztuki, zwiedzania ponoć jest na 5 godzin, my sobie darowaliśmy), Ponte Vecchio i dochodząc do Pallazo Pitti. To znów galeria, ale ma piękne ogrody. Chcieliśmy usiąść i odpocząć wśród zieleni. Niestety właśnie zamykano.
Postanowiliśmy, że wracamy do domu. Napiszemy posta, ogarniemy zmywanie i obmyślimy plan na jutro.
Ps. Nie zapomnieliśmy też o meczu siatkówki Polska-Serbia. Ciekawe doświadczenie oglądać mecz z włoskim komentarzem. Chwalą Polskę, Varsovie by night i bellisima stadium. Fajnie, możemy być dumni. Do boju Polskaaaaaa! :)
sobota, 30 sierpnia 2014
Florencja, Florence, Firenze!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Dzięki za relację. Bardzo się cieszymy, że Ania wróciła ze zdrowiem, bo sił trochę potrzebowaliście, żeby się wdrapać na te wysokości :) Buziaki dla Was.
OdpowiedzUsuńPS. mecz super!!!
Super, że Ania czuje się już dobrze, super pogoda i super widoki.
OdpowiedzUsuńCałuski.
Otwarcie mistrzostw i mecz tez super(ciekawa jestem jaka będzie relacja tych co byli tam na miejscu).
Pa.