Zostaliśmy obudzeni przez słońce, które podstępnie wdzierało się między splotami tropiku w naszym namiocie i niemiłosiernie zaczęło nagrzewać nam głowy. Na szczęście przełożyliśmy się na odwrót i to pozwoliło nam leżeć kolejne pół godziny. Potem jeszcze śniadanie złożone z pomidorów, spieczonych gorącym, liguryjskim słońcem, jaj sztuk sześć i bułek. Zakupione w pobliskim sklepie metodą włosko-migowo-pomrukową. No i tak wyglądał nasz poranek.
Tutaj mała uwaga, którą jeszcze się nie dzieliliśmy. Wszędzie są Niemcy. Naprawdę wszędzie. Do tego stopnia, że zamiast "Mi, scusi", zaczęliśmy mówić "Entschuldigung Sie bitte". :)
Potem szybko się spakowaliśmy i do pociągu. Ogólnie pociągi są raczej porównywalne do polskich warunków. Czyli na przykład wagon jest klimatyzowany, ale tylko naklejką na szybie. Bo tak, to albo w ogóle jej nie ma, albo akurat w naszym wagonie nie działa. Tak to wygląda w klasie Regionale. W wyższych, szybszych klasach jest zdecydowanie lepiej - klima, stoliki, gniazdka w IC. Dzisiaj w programie w większości były połączenia Regio, ale trafiło się też IC. Gdzie za oknem mieliśmy znowu cudowne widoki na jakieś wysokie szczyty. I którym to dojechaliśmy do Pizy.
Na miejscu udaliśmy się w okolice Krzywej Wieży. Nie weszliśmy na nią, bo raczej niewarte to 18. euro za osobę. Zamiast tego weszliśmy do Chrzcielni (Baptistry ?), gdzie jakiś gość z obsługi nagle wyszedł na środek, poprosił o ciszę i zaczął gardłowo nucić. Ogólnie cały ten budynek ma taką akustykę, że po chwili brzmiało to jak chór, a w rzeczywistości było nakładającymi się echami. Świetne!
Potem trochę się poszwendaliśmy i zjedliśmy kolejną pizzę. Tym razem smakowała inaczej niż wcześniejsze. Czyżby dlatego, że już jesteśmy w Toskanii? Zamierzamy własnymi kubkami smakowymi potwierdzić tą teorię!
No i na tym zakończyliśmy wizytę w Pizie i udaliśmy się w dalszą drogę. Do Florencji!
Teraz siedzimy już pod Katedrą i czekamy na Koleżankę. Przed nami zgromadziło z 200 Amerykanów. I wciąż ich przybywa. Nie wiemy w jakim celu, ale mają flagi włoskie ze sobą i są ubrani j na imprezę. Ciekawe co to takiego... Sławek nie wytrzymał i zapytał. Generalnie chodzi o oprowadzenie nowych studentów po mieście. Super pomysł!
Ps. Ten kubrak zielony, szpitalny, ze zdjęcia to włoski pomysł dla zbyt rozebranych turystów. Wyglądaliśmy, jak widać, komicznie.
czwartek, 28 sierpnia 2014
O tym jak nie budować, czyli pizza w Pisa
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Widzę humory dopisują, a to najważniejsze. Pozdrawiamy !!!
OdpowiedzUsuń