niedziela, 31 sierpnia 2014

Biegając po dachach w Sienie jak Bond, James Bond

Bouna sera!
Wstaliśmy dziś prawie skoro świt i dzień rozpoczęliśmy we włoskiej knajpce. Musimy się dostosować do włoskich standardów, więc bułeczka i kawusia. Towarzystwo też miłe, bo w końcu udało się nam zjeść śniadanie w trójkę.
Potem popędziliśmy na autobus SITA do Sieny. Na dworcu okazało się, że musimy czekać około godzinę na kolejny. Poszliśmy więc na spacer, kupiliśmy bilety na jutro do Rzymu. Tak jedziemy do stolicy! :)
Do Sieny dojechaliśmy zwykłym autobusem, niestety zapomnieliśmy o liniach przyspieszonych i tłukliśmy się po jakichś miasteczkch, ale też było urokliwie. Wysiedliśmy na dworcu i udaliśmy się pod Katedrę. Siena, jako miasto w Toskanii, nie mogła być gorsza i oczywiście też ma swoją skromną Katedrę. W środku oczarowała nas misternie stworzona podłoga. Coś cudownego, prawie obrazy, dzieła sztuki. Wnętrze Katedry też było oczywiście piękne, ale posadzka najbardziej utkwiła nam w pamięci. Pod Katedrą znajdowała się krypta i przepiękne malowidła. Ze względu nich opłakany stan nie można było robić zdjęć, aby jeszcze bardziej im nie zaszkodzić.
Kolejnym miejscem jakie odwiedziliśmy była Chrzcielnia. Mniejsza niż we Florencji, ale równie piękna. Potem udaliśmy się na plac Piazza del Campo, z usytuowanym na nim Palazzo Pubblico. Na placu para młoda miała sesję zdjęciową. Wróciły nasze wspomnienia...
Potem trochę zgłodnieliśmy. Oczywiście nie w porę. Właściwe włoskie knajpy właśnie się zamykały, aby ponownie otworzyć koło wieczora. No nic, nie poddaliśmy się. Znaleźliśmy coś co było otwarte. My, dwa polacco i sami Niemcy. Dobra, siadamy. Zamówiliśmy dwie toskańskie zupy. Jedna zrobiona kapusty, druga z fasoli czerwonej i białej oraz cieciorki. Smaczne. Drugie danie to już lekka droga przez mękę. Sławkowi trafił się szpik z czymś, a Ani pałki kurczaka z pieczoną papryką. Generalnie średnie. Birra (włoskie piwo nadrobiło wszystko).
Po posiłku udaliśmy się na punkt widokowy koło Katedry. Tam znów schody, schody, schody. Widoki olśniewające. Od razu przypomniał nam się Bond, który skakał po dachach w "Quantum of solace".
Po zejściu ruszyliśmy w stronę dworca. Tym razem kupiliśmy bilet na przyspieszony autobus i nim wrócliśmy do Florencji. W drodze do domu zaszliśmy na lody. Były pyszne. Przycupnęliśmy koło Uffizi Gallery i słuchaliśmy ulicznych grajków. Mega!
Teraz już szykujemy kolację. Będzie spaghetti i jakże by inaczej wino.
Ps. Kapelusz na zdjęciach to wakacyjne marzenie Ani. Kupiliśmy go w Sienie, gdzie pan sprzedawca nauczył nas go nakładać. Należy go mocno założyć na czoło, a dopiero na końcu wsunąć tył. Nie wolno łapać za górę, bo się odkształci.
Do jutra! Słodkich snów ;)

2 komentarze:

  1. Super, cieszę się piękne wakacje. Kapelusz i modelka urodziwa :). Papatki !!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń