wtorek, 25 sierpnia 2015

Powrót do przeszłości - czyli cofając czas o 2 lata ...

Dzień wcześniej udało nam się kupić bilety na Kasprowy. Niezły wynik, mając w pamięci długie kolejki do kasy dwa lata temu i dwie próby (dwa dni pod rząd) kupna biletu. Udało nam się - mamy bilety w garści, no prawie, bo na mailu ;)
Pobudka o 6:30, szybkie robienie kanapek i napieramy na Kuźnice. I tu co, ani żywej duszy. Brak kolejki. Weszliśmy nieśmiało na stację kolejki. Ufff, są ludzie, ufff, jest czynna. Możemy jechać. Podróż jak zwykle przyjemniejsza od wspinaczki, no a przede wszystkim szybsza. Ale drogo, niech ich kule biją.
Jesteśmy u góry. Ludzie w japonkach, krótkich rękawkach - norma polskich gór. Ruszamy na śniadanie. Restauracja dolna jest nasza. Teraz to tu serwują śniadania. Miło, ładnie, nowocześnie urządzone. Widać, że przeszło remont. Zamawiamy omlet z bekonem. Był smaczny, ale z omletem mało miał wspólnego. Bo to zwykłe ciasto naleśnikowe było. Zapiliśmy herbatą. Może to zdziwić niektórych, bo co bardziej zaprawieni piechurzy pili w tym czasie browarka. Uhhhhh, o 8 rano, browar z rana jak śmietana.
Ruszyliśmy w dół żółtym szlakiem. Znów wiało, ale dawaliśmy radę. W sumie cały dzisiejszy marsz, albo wiało, albo kropiło. Taki mamy klimat.
Potem mijaliśmy kilka mniejszych i jeszcze mniejszych stawów. Spotkaliśmy wygłodniałe i śmiałe kaczki, które zachodziły nas od przodu i od tyłu podczas naszego postoju. Spryciulki!
Następnie krótkie podejście pod Karb. I naszym oczom ukazał się Staw Gąsienicowy. Pięknie.
Znów ostre zejście w dół. Kropi i kamienie robią się śliskie. Znów chwila odpoczynku. Iiiii... Ruszamy zakochani na miejsce zaręczyn, w kierunku Zawratu. Ale to było daleko i wysoko. #SławomirRomantyk. Spotkaliśmy kozice. Całe stado. Te to dopiero mają energię. Skaczą sobie po tych stromych skałach w poszukiwaniu jedzenia. Cudne wrażenie.
Potem tylko Murowaniec. Lekko ponagleni postępującą ciemnością ruszyliśmy na dół. Kap, kap, kap. Leje. I tak aż do Kuźnic. Zrobiliśmy zakład, ze ten kto się nie wywali aż na dół, ten mistrz. Sławomir mistrzem świata. Ania tylko brąz ;)
Zmęczeni i głodni zakończyliśmy wycieczkę w barze na Rondzie Kuźnickim - Tatrzański Bar Mleczny czy jakoś tak. Pyszotka!
Jutro dzień przerwy.












3 komentarze:

  1. Miło patrzeć na wasze szczęście. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna okolica.
    Domyślam się, że drugie od dołu zdjęcie pokazuje Wasz powrót do pamiętnego miejsca.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dokładnie tak! Cóż za wprawne oko ;)

    OdpowiedzUsuń