Lądujemy na parkingu przy rzece. To zimny górski strumyk. Chłopcy moczą nogi i przeskakują na drugi brzeg. Relaks na całego.
Rano jemy pyszne kanapkowe śniadanko i ściągamy rowery. Wczoraj naczytalismy się dwóch blogów, że ludzie niby polecają wizytę w Logarskiej na rowerach, ale właściwie to tak nie do końca, bo las, las i dużo lasu i mało widoków.
Widoki ukazały się naszym oczom od razu po wjeździe za szlaban. Wjazd na Lograska Dolinę jest darmowy na rowerze, za wjazd motocyklem, autem czy kamperem trzeba uiścić opłatę. Ruszamy więc jak strzały prosto przed siebie. Kuba pedałuje dzielnie na swoim rowerze. Tomek siedzi w przyczepce i podziwia widoki.
Pierwszy przystanek Hotel Plesnik. No nie ma to tamto piękny hotel, z mega widokiem z basenu na góry. My zajadamy kanapki na ławce, popijamy woda i ruszamy na mały wodospad. Chłopcom i nam bardzo się podoba. To przedsmak tego co mamy zobaczyć na końcu naszej drogi doliną.
Dalej ścieka chowa się za jakiś czas w las. Widoków, to prawda, brak, ale cień i ulgę jaką dają drzewa w ten gorący dzień jest nieoceniony. Odpoczywamy w restauracji w Dom Planincev. Chłopcy zajadają posielk regeneracyjny w postaci naleśników z nutellą. My kosztujemy słoweńskiej wersji Coli. Bardzo dobra, lekko ziołowa.
Posileni ruszamy w dalszą trasę. Ścieżka nadal prowadzi przez las. Jest stromo pod górę. Co chwila zatrzymujemy się i dopingujemy naszego rowerzystę. Kostki czekolady pozwalają podjechać jeszcze kilka metrów. W końcu docieramy na koniec Doliny. Tomcio zasnął. Decydujemy się rozdzielić.
Ania i Kuba idą na wodospad Rinka. Ścieżka jest kamienista i wiedzie ostro pod górę. Razem dajemy radę. U góry podziwiamy wodospad, moczymy nogi w strumyku. W drodze powrotnej spotykamy Sławka z Tomkiem. Wchodzimy więc drugi raz na wodospad. Robimy kilka pamiątkowych fotek. U góry, przy wodospadzie, usytuowana jest, jak w bocianim gnieździe, restauracja. Ciekawe i na pewno urlokliwe miejsce. Nie skorzystaliśmy z oferty. Zeszliśmy w dół i zjeismy ze smakiem lody.
Droga w dół przebiegła bardzo szybko. Trudy długiego, około 300 metrowego podjazdu, zostały nam wynagrodzone. Zjazd był niesamowity!
Pakujemy rowery i jedziemy na jakiś kemping. Po takim gorącym dniu i ekstra wyprawie, potrzebujemy trochę luksusów w postaci prysznica. Lądujemy na Avtokamp Šmica. Jest dużo ludzi, ale całkiem cicho i przyjemnie. Prysznicujemy się i robimy ogrniadta kolację: risotto z pomidorami, piersią z kurczaka w kurkumie i podsmażanymi plackami z cukinii. Jesteśmy mega głodni po dzisiejszej wyprawie. Zjadamy, aż nam się uszy trzęsą.
Potem lulu.
Rano budzą nas jeżdżące tuż za miedzą auta i chłód. Tomcio ma nóżki jak lody. Chlocpy wskakują do nas na alkowe i grzejemy się razem. Potem śniadanie i inne stałe punkty poranka. Pakujemy kampera i podjeżdżamy pod stacje serwisową. Serwis idzie gładko. Chlopcy bardzo pomagają.
Ruszamy o 11 z minutami. Dziś kierunek morze. W planach pluski i relaks.
Czyżby chłopcy mieli ochotkę na wędkowanie? 😀
OdpowiedzUsuńKlasyczna zabawa inprowizowana 😋
Usuń