wtorek, 9 sierpnia 2022

Velika Planina

 

Rano wstaliśmy po chłodnym poranku. Początkowo chłopcy wyszli w długich spodniach i bluzach, bo w cieniu było dosyć chłodno. Ale z minuty na minutę robiło się coraz cieplej. A po chwili wręcz gorąco. Więc szybko przyszedł czas rozbierania się do letnich ubrań. 

Na tej miejscówce zrzuciliśmy jedynie toaletę, bo wody świeżej w ogóle nie można tu nabrać - jest susza. A brudną wodę można co prawda zrzucić do kratki. Ale dwa problemy:

- kratka jest na parkingu i jest zastawiona przez samochód,

- sam parking oddzielony jest od nas dosyć stromym podjazdem - damy już spokój naszemu staruszkowi i nie będziemy go katować.


Zatem po rozliczeniu i zebraniu się, zjechaliśmy na dół pod stację kolejki gondolowej. Ku naszemu zdziwieniu, parking pod taką atrakcją jest darmowy. Co prawda początkowo nie mogliśmy się dogadać z Panem Parkingowym, że my tylko parkujemy, nie kempingujemy. Ale udało się, zaparkowaliśmy, kupiliśmy bilety na dwie kolejki, ustawiliśmy się w dosyć krótkiej... kolejce. I chwilę później jechaliśmy stromo w górę w gondoli. Końcówka pozornie pionowa, a mimo to w otoczeniu drzew, które w jakiś zaskakujący sposób trzymają się skały. 

Potem przesiadka do wyciągu krzesełkowego, którym dobre kilkanaście minut niespiesznie sunęliśmy w górę. Wysiedliśmy co prawda kawałek przed końcem, ale to nawet dobrze.


Stąd ruszyliśmy już pieszo na krótki spacer po tytułowej Wielkiej Planinie. Czyli rozległym płaskowyżu, który od wieków służył jako dom dla hodowców bydła. Obecnie z jednej strony jest mocno zagospodarowany - szutrowe drogi łączą drewniane domy, wyraźnie nawiązujące klimatem do tradycyjnych zabudowań pasterskich. A z drugiej strony, wszystko jest malownicze, szczególnie w słońcu: zielone trawiaste polany, na których wypasają się krowy, drewniane chałupy, a w tle widok na skaliste Alpy Kamnickie. 





Wędrując, doszliśmy do wioski pasterskiej z rozrzuconymi domkami, pomiędzy którymi leniwie chodziły krowy. W jednej z chałupek, tam, gdzie było mniej turystów, zatrzymaliśmy się na jedzenie. Chłopcy dostali trzy grube naleśniki z pyszną konfiturą śliwkowa, a my startą (?) kaszę gryczaną ze skwarkami. Pycha, klimatycznie, w punkt.







Tomek już się robił marudny, było koło szesnastej, a on nie miał drzemki. Więc wręczcie zasnął w nosidle... na kilkanaście minut ;-) A my w tym czasie doszliśmy do Gradišče - najwyższego punktu płaskowyżu, miejsca ciekawego, wyglądającego jak naturalny fort obronny, otoczony skalnymi murami.

Stąd już kolejkami w dół i do auta. Ruszamy do Logarskiej. :-)

1 komentarz:

  1. Piękne widoki tej doliny. A maluszki zaprawione w marszowaniu. 😉

    OdpowiedzUsuń