niedziela, 29 sierpnia 2021

Droga na prom i zabijanie czasu w Ystad









Z rana składamy rzeczy, serwisujemy kampera i ruszamy w stronę Szwecji. Wolimy dotrzeć na miejsce i poczekać w samym Ystad niż się spóźnić. Do Ystad docieramy około 14. Idealna pora na obiad. Jemy rybę i grillowanego kurczaka w portowej knajpce. Mamy duO szczęścia, bo stoliki mają rezerwacje, ale akurat jeden się zwolnił. Jedzenie pyszne. Rybka rozpływa się w ustach. Maluszki zajadają że smakiem. Wracamy do kampera, wyciągamy przyczepkę i ruszamy na zwiedzanie miasteczka. Po 30 minutach okazuje się że przeszliśmy starówkę. Cza Ana kawkę. No szybko poszło, a nam zostało jeszcze ponad 4h do promu. Wtem Ania pada na pomysł poszukania skrzynek Goeocaching. Okazuje się że w Ystad jest ich trochę. Ruszamy w trasę. Kuba mocno się wkręcił. Pierwsza skrytka okazuje się być nie najłatwiejsza. Z pomocą wskazówek dajemy radę. Łącznie zbieramy 4 skrzynki. Akurat mija nam czas pozostały do wejścia na prom.
Jemy kolację w kamperze i podjeżdżamy do bramek na prom. 
W drogę powrotną płyniemy promem Cracovia. Jest większy i nowszy od Baltivia ( to ten którym płynęliśmy do Szwecji). Wchodzimy do kajuty. Tym razem mamy okno. Widoki takie sobie. Jest już ciemno. Widać fale. Przecieramy chłopców w piżamy i walczymy żeby zasneli. Troszkę przez wakacje nam się rozregulowałi. Zasypiają w końcu po 23. Nieźle... A pobudka koło 5! Idziemy na zmianę wsunąć jakaś zupę. W Danii próżno było szukać zup. Jak się dowiedzieliśmy Duńczycy jedzą zupy głównie zima. Więc spragnieni zupowych smaków rzuciliśmy się na żurek i barszcz ukraiński. Całkiem smaczne.
Myciu myciu i lulu.
Jutro tylko wczesna pobudka i w drogę do Gdańska. Coraz bliżej domu...

sobota, 28 sierpnia 2021

Mons klint


























Dziś wstaliśmy o 9. Całkiem spoko te wakacje. Tylko dzieci te zasypiają późno 🤣 nie dogodzisz.
Na śniadanie szef kuchni serwuje jajecznicę. Sławek meldując nas dziś na polu, dokupił świeże bułki. A jadanie mistrzów. Nawet Tomek w końcu przekonał się do jajecznicy. Może w końcu zalapie. 
Pogoda czysto duńska. Już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Pakujemy chłopaków w przyczepkę, siebie ubieramy w przeciwdeszczowe spodnie, kurtkę i kalosze. Tak to na koniec świata. No i ruszamy na klify. W recepcji dostaliśmy mapę terenu. Jednak co jak co ale mapy.cz i tak ratują sytuację. Szlak oznaczony średnio. Generalnie cały czas prosto, nigdzie nie trzeba zbaczać 😁 przyczepka daje radę. Docieramy na klify. Widok nieziemski. Chłopcy chcą sami doświadczyć pięknych widoków. Rozglądamy się po okolicy i dostrzegamy schody. Wejście na własną odpowiedzialność. Lohoho. Co tam będzie. Ruszamy. Tomek na nóżkach schodzi w dół. W końcu to jego ulubione atrakcje- schody. Docieramy do podnóża klifu. No jest fajnie. Woda rozbija ostro fale. Robimy kilka fotek i zasuwamy na górę. Znów schody. Brygada daje radę. 
U góry postanawiamy zrobić pętlę droga nad klifami. Jest dość stromo, pojawiają się schodki. Zawracamy. Wybieramy trasę leśna. Na początku ostro pod górę. Sławek miał co wciągać. Są przekąski jest impreza. Nie ma marudzenia. Tomcik ucina sobie drzemeczke. Kuba zachęcony czekoladą wyłania się z przyczepki i maszeruje z nami. 
Docieramy do naszego kempingu.
Decydujemy się na obiad w kempingowej restauracji. Ania się śmieje że odwyk od pizzy na miesiąc po powrocie. Wszędzie tylko pizzę, makarony i burgery. Masakra. 
Jedzenie ok. Kelnerka dopiero uczy się angielskiego. Jest śmiesznie. Tomcik nadal śpi, więc zostawiany go na dworzu w wózku. Dołącza do nas za jakiś czas. 
W pewnym momencie podchodzi koleś z obsługi i pyta czy możemy zapłacić, bo oni zaraz zamykają, ale spokojnie, możemy zostać. I jest. Ok, płacimy. To przerwą w restauracji. Załoga się zbiera, zostajemy my. Kończymy pizzę. 
Potem zabawa w deszczu na placu zabaw i kilka chwil z piłką nożną.
Następnie wielkie zamulanie w kamperze. Na koniec kasza manna z dżemem i mycie w eleganckiej toalecie dla dzieci. Jakie to jest cudowne tutaj! 
Niestety to już nasz ostatni dzień. Jutro ruszamy do Ystad i na prom do Świnoujścia.😟

piątek, 27 sierpnia 2021

Camp adventure

















Dzień wcześniej kupiliśmy bilety przez internet że szkoleniem an godzinę 11. Jak się okazało mamy do celu jesyecze około godzinę drogi. Zbieramy więc towarzystwo i ruszamy. 
Docierają do celu o czasie. Motywacja o parku linowym najlepsza jaką można sobie wyobrazić. Kuba pakuje się raz dwa, nie ma zamulania, narzekania. Cyk, cyk, gotowy.
Wpadamy do sali gdzie odbywają się szkolenia. Jesteśmy jedyni mówiący nie po duńsku, jedyni z małymi dziećmi. No normalnie żyć. Pan podaje nam uprzęże. Ubiera Kubę, a nam daje wskazówki jak się mamy sami ubrać. Potem wszystko sprawdza i kieruje nas na właściwe miejsce szkolenia. Tam oddaje nas w ręce kolegi, który przeprowadza szkolenie po angielsku. My niezmienne robimy za tłumaczy. Kuba widzi, że nauka języków obcych nie idzie w las. Czas się brać ostro do roboty z nauką 💪
Po krótkim szkoleniu Kuba wyrusza na trasę. Trasy są dwie dla takich dzieci jak Kubuś. Stopień trudności- średni. Kuba już ma doświadczenie, więc byle park linowy nie robi na nim wrażenia. Ten jest gdzieś po środku w tych które odowezil. Pierwsze miejsce Białogóra, potem  Augustów. Poszukiwania ideału nie ustają. Wymieniamy się opieką nad dziećmi i sami też korzystamy z tras. No jest mega. Trasa z tyrolkami - niezła. Ale dopiero trasa Adventure dostarcza doznań. Sławek przechodzi sam, a my zajadamy lody. Potem Ania, w asyście trenera Kuby i śpiącego w nosidle i Taty - Tomcia. Nie bylo zmiłuj. Taki trener nie odpuszcza 🤣
Na koniec po małej wywrotce Kuby na drodze, ruszamy na wieze. Na tarasie już niewiele osób. Na samej wieży jesteśmy sami. Ekstra widoki! Trasa od kasy, przez wieże do kasy ma około 3.5 km. W sam raz.
Wracamy do kampera. Pakujemy się, tankujemy i ruszamy w kierunku klifów Mons. Do jutra!

czwartek, 26 sierpnia 2021

Muzeum Wikingów














Rano obudził nas szum aut właścicieli. Z braliśmy się i ruszyliśmy do Jelling. Parkingu przy muzuem ma wyznaczona strefę dla kamperow. Aut nie ma za wiele. Wchodzimy do budynku muzuem i od progu wita nas Pani z uśmiechem. Zapytuje skąd jesteśmy i wręcza kartkę w języku polskim. Wow pierwsze miejsce, gdzie jest coś po polsku 🤣 muzuem jest interaktywne. Kuba dotyka czego tylko się da. Eksploruje poprzez zabawę. Jednak stanowczo to miejsce dla starszych dzieci. Obchodzimy więc szybko część pod dachem. Ubieramy się i wychodzimy podziwiać część na powietrzu. To tu znajdujemy dwa kopce, najprawdopodobniej groby królewskie. Przy kościele zlokalizowanym pomiędzy dwoma kolcami dostrzegamy dwa głazy. Na jednym językiem Wikingów zapisano po raz pierwszy nazwę Dania. Drugi kamień upamietnie przyjęcie chrześcijaństwa. Cykamy zdjęcia i ruszamy w kierunku jutrzejszej atrakcji. Zatrzymujemy się w miasteczku Skælskør, w porcie. Na kolację robimy racuchy i ruszamy na spacer po miasteczku. Generalnie miasto śpi. Może dlatego że jest po 19 🤣 tutaj w Danii to bardzo częste. Szybko zamykane są wszelkie atrakcje turystyczne (16 czy 17 nie robią już na nas wrażenia). Może są tego jakieś plusy. Ludzie mogą spędzać czas z rodziną, załatwić sprawy. No niegłupie. Na koniec dnia robimy pranie. W każdej marinie portowej, w jakim byliśmy są pralki i suszarki. Super komfortowo. Cześć działa na wrzutkę żetonów, inne na karty prepaidowe, jeszcze inne w cenie. No super to wygodne.
W salce koło sanitariatów odbywa się potańcówka przy akompaniamencie muzyki na żywo, skrzypce, flety i inne bajery. Średnia wieku 70+. Kuba wspomniana zajęcia w filharmonii i pyta czy już pandemia się skończyła i możemy na nie chodzić. No zobaczymy, co czas pokaże od września.
A teraz szybko lulu, bo jutro dzień pełen atrakcji w parku linowym.