Załadunek na prom poszedł sprawnie. Pełni obaw, no bo w końcu to nasz pierwszy raz na takim promie, przybyliśmy jako jedni z pierwszych do bramek oczekujących na załadunek. Opłaciło się, bo spokojnie mogliśmy zająć miejsce na promie, rozpakować się do pokoju, zjeść kolację i z pokładu obserwować jak wypływamy ze Świnoujścia. Nasza kajuta malutka, bez okna, ale nie odczuliśmy żadnych niedogodności. W środku prysznic i toaleta, nic więcej nie trzeba. Na całym promie musieliśmy poruszać się w maseczkach.
Wypłynęliśmy około godziny 19, a o 4 dostaliśmy komunikat z prośbą o wstanie i schodzenie do aut. 4.30 przypłynęliśmy do Ystad. Jako że jedni z pierwszych wjeżdżaliśmy na prom, mogliśmy opuścić go bardzo szybko. Fifo zadziałało doskonale 😉
Postanowiliśmy pojechać na miejsce kempingowe do Kopenhagi i tam zjeść śniadanie.
Wcześniej wykupiliśmy sobie wraz z biletem na prom z Polferries przejazd na most, bądź też jak oni to enigmatycznie nazywają numer na prom. Dowiedzieliśmy się że w teorii nasze tablice rejestracyjne kampera powinny zostać automatycznie zczytane. Jak można się domyślić tak się nie stało. Nic złego, szybko podszedł do nas pan z obsługi i wklepał podany numer, otwierając nam bramki.
Przejazd przez most bardzo malowniczy. W oddali widzieliśmy Kopenhagę, wróciły wspomnienia z serialu Most nad Sundem.
Około 6 zawitaliśmy na camper parku City camp. Szumna nazwa, tyłka nie urwało, cenowo 30 euro.
Zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy na spacer po Kopehadze. Chłopców wpakowaliśmy do przyczepki i smigalismy przez Nyhavn, zaliczyliśmy plac zabaw w Ogrodach Królewskich, uroczysta zmianę warty. Dla jednych mało, a dla innych ok. Dla nas i chłopaków wystarczająco. Szczególnie po podróży.
Wieczorem udaliśmy się na spotkanie ze znajomymi Ani z pracy. Pech chciał, a o tym w sumie nawet nie napomknelismy, że przez cały dzień towarzyszyła na iście duńska pogoda. Nie oszczędziło nas także w drodze do domu Kolegi. Zmoczeni na maksa, ale przygotowani ( spodnie przeciwdeszczowe i nasze kurtki deszczowe) dostaliśmy do celu. Na miejscu wystarczyło sie tylko przebrać w suche ubrania w które się zaopatrzyliśmy i już. Mozemy miło spędzać czas w doborowym towarzystwie. Były hot dogi, surówki, sałatki i piwko. Degustowalismy także Glogga, czyli świątecznego wina. No idealny napój na piękne duńskie eeeem lato w sierpniu 😉.
Wróciliśmy już o suchej stopie.
To był udany długi dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz