Rano obudził nas szum aut właścicieli. Z braliśmy się i ruszyliśmy do Jelling. Parkingu przy muzuem ma wyznaczona strefę dla kamperow. Aut nie ma za wiele. Wchodzimy do budynku muzuem i od progu wita nas Pani z uśmiechem. Zapytuje skąd jesteśmy i wręcza kartkę w języku polskim. Wow pierwsze miejsce, gdzie jest coś po polsku 🤣 muzuem jest interaktywne. Kuba dotyka czego tylko się da. Eksploruje poprzez zabawę. Jednak stanowczo to miejsce dla starszych dzieci. Obchodzimy więc szybko część pod dachem. Ubieramy się i wychodzimy podziwiać część na powietrzu. To tu znajdujemy dwa kopce, najprawdopodobniej groby królewskie. Przy kościele zlokalizowanym pomiędzy dwoma kolcami dostrzegamy dwa głazy. Na jednym językiem Wikingów zapisano po raz pierwszy nazwę Dania. Drugi kamień upamietnie przyjęcie chrześcijaństwa. Cykamy zdjęcia i ruszamy w kierunku jutrzejszej atrakcji. Zatrzymujemy się w miasteczku Skælskør, w porcie. Na kolację robimy racuchy i ruszamy na spacer po miasteczku. Generalnie miasto śpi. Może dlatego że jest po 19 🤣 tutaj w Danii to bardzo częste. Szybko zamykane są wszelkie atrakcje turystyczne (16 czy 17 nie robią już na nas wrażenia). Może są tego jakieś plusy. Ludzie mogą spędzać czas z rodziną, załatwić sprawy. No niegłupie. Na koniec dnia robimy pranie. W każdej marinie portowej, w jakim byliśmy są pralki i suszarki. Super komfortowo. Cześć działa na wrzutkę żetonów, inne na karty prepaidowe, jeszcze inne w cenie. No super to wygodne.
W salce koło sanitariatów odbywa się potańcówka przy akompaniamencie muzyki na żywo, skrzypce, flety i inne bajery. Średnia wieku 70+. Kuba wspomniana zajęcia w filharmonii i pyta czy już pandemia się skończyła i możemy na nie chodzić. No zobaczymy, co czas pokaże od września.
A teraz szybko lulu, bo jutro dzień pełen atrakcji w parku linowym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz