Z rana składamy rzeczy, serwisujemy kampera i ruszamy w stronę Szwecji. Wolimy dotrzeć na miejsce i poczekać w samym Ystad niż się spóźnić. Do Ystad docieramy około 14. Idealna pora na obiad. Jemy rybę i grillowanego kurczaka w portowej knajpce. Mamy duO szczęścia, bo stoliki mają rezerwacje, ale akurat jeden się zwolnił. Jedzenie pyszne. Rybka rozpływa się w ustach. Maluszki zajadają że smakiem. Wracamy do kampera, wyciągamy przyczepkę i ruszamy na zwiedzanie miasteczka. Po 30 minutach okazuje się że przeszliśmy starówkę. Cza Ana kawkę. No szybko poszło, a nam zostało jeszcze ponad 4h do promu. Wtem Ania pada na pomysł poszukania skrzynek Goeocaching. Okazuje się że w Ystad jest ich trochę. Ruszamy w trasę. Kuba mocno się wkręcił. Pierwsza skrytka okazuje się być nie najłatwiejsza. Z pomocą wskazówek dajemy radę. Łącznie zbieramy 4 skrzynki. Akurat mija nam czas pozostały do wejścia na prom.
Jemy kolację w kamperze i podjeżdżamy do bramek na prom.
W drogę powrotną płyniemy promem Cracovia. Jest większy i nowszy od Baltivia ( to ten którym płynęliśmy do Szwecji). Wchodzimy do kajuty. Tym razem mamy okno. Widoki takie sobie. Jest już ciemno. Widać fale. Przecieramy chłopców w piżamy i walczymy żeby zasneli. Troszkę przez wakacje nam się rozregulowałi. Zasypiają w końcu po 23. Nieźle... A pobudka koło 5! Idziemy na zmianę wsunąć jakaś zupę. W Danii próżno było szukać zup. Jak się dowiedzieliśmy Duńczycy jedzą zupy głównie zima. Więc spragnieni zupowych smaków rzuciliśmy się na żurek i barszcz ukraiński. Całkiem smaczne.
Myciu myciu i lulu.
Jutro tylko wczesna pobudka i w drogę do Gdańska. Coraz bliżej domu...