środa, 7 sierpnia 2013

Wedrówka 2 - "Prawdziwe góry"

ONA:
Kto rano wstaje ten i tak stoi w kolejce. :) Pierwotna trasa na dziś spełzła na niczym. Pod kolejką na Kasprowy Wierch bylismy o godzinie 8 i ludzi było tyle, że krążyły plotki o 4 h stania. Jakaś masakra. Oczywiście pomijamy milczeniem ubiór ludzi stojących w kolejce. Japonki i sandałki to norma. Oprócz tego full make up, cały flakon perfum. I to wszystko żeby wjechać kolejką. Ciekawym zjawiskiem była też chmara koników. Wciskali bilety za kwotę większą o 15 zł. Wśród oczekujących krążyły plotki, że to zwykli oszuści i żadnych biletów u nich się nie kupi. Można co najwyżej zostać oszukanym. Paranoja.
Po niedługim namyśle i przestudiowaniu mapy ruszyliśmy pieszo. Najpierw zielonym szlakiem na Kasprowy Wierch. Trasa piękna, ocieniona, więc i przyjemnie się maszerowało. Widoki po lewej i po prawej przecudne. Właściwie to gdzie się nie spojrzało tam pięknie :)

  






Na Kasprowym mały odpoczynek, sesja zdjęciowa i w drogę. Czerwonym szlakiem, granicznym, cisnęliśmy przez Goryczkową Czubę, aż na Przełęcz pod Kondracką Kopą. Widoki na stronę słowacką zapierające dech w piersiach.



Potem z przełęczy męczącym szlakiem zielonym ostro w dół na Halę Kondratową i siu do Kuźnic. Tam zjedliśmy pyszny obiad. Stawiamy na dania dnia, smaczne są, duże i stosunkowo tanie. Następnie wróciliśmy do pensjonatu. Szybki prysznic i pełen relaks. Potem pewnie zabierzemy się za planowanie trasy na jutro. Ahoj przygodo!

ON:
No więc tak - z tą kolejką to trochę nie nam nie pykło. Jak podchodziliśmy, przecież tak nieludzko rano, to ludzie już stali z kolejce na kilkaset metrów. Dżizas, ja chromole! Miłośnicy komitetów kolejkowych,czy co?! No ale podszedłem do problemu jak na inżyniera przystało. Na początek dokonałem rekonesansu z pomiarem długości kolejki w parokrokach. Następnie odpaliłem stoper na moim chronometrze w celu zmierzenia czasu jednego kursu kolejką oraz przystąpiłem do skrupulatnego zliczania pojemności wagonika liczonej w ludziach. Przy czternastu osobach i dwudziestu czterech sekundach miła pani z PKL ogłosiła przez megafon, że kolejka kursuje co dziesięć minut i zabiera trzydzieści osób. Hmmm, no ok, dzięki! Zatrzymałem stoper i ruszyłem w drogę powrotną do Ani, w głowie dokonując całą masę skomplikowanych obliczeń. Koniec końców, oceniłem długość kolejki jako cholernie długą, zaś czas oczekiwania - jakieś pięć i pół żywota statystycznego kota dachowca. Stanowczo za długo!
Jak mówią, zmienność decyzji oznacza ciągłość dowodzenia, więc ruszyliśmy pod górę zielonym szlakiem. Resztę już opowiedziała Ania. W kwestii sandałów dodam tylko, że niezapomniane było pytanie kilkuletniego chłopca do swojego taty. Zapytał, dlaczego nie wolno chodzić w góry w sandałach, skoro tak dużo osób ma je na nogach. No i co tu odpowiedzieć! Ojciec okazał się prawdziwym alternatywnym underground'owym gościem - powiedział, że fakt, że większość tak robi, to nie znaczy, że tak jest dobrze. Popieramy!

Ps. Jutro podejście nr dwa do kolejki. Nie zdążymy kupić biletów online przed prognozowanym załamaniem pogody, więc jutro wychodzę o piątej rano. A co!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz