czwartek, 15 sierpnia 2013

Wędrówka 6 (i 7) - Krzyżne, Dolina Pięciu Stawów i Morskie Oko

Jak pisaliśmy, plan był ambitny na dwudniową wycieczkę na Rysy z noclegiem w Schronisku w Dolinie Pięciu Stawów. Żeby tam dojść, zaplanowaliśmy przejść przez Przełęcz Krzyżne. A wcześniej jeszcze trzeba było dojść do Schoniska Murowaniec. Droga zatem zapowiadała się na długą, ale urokliwą. Liczyliśmy też, że za Murowańcem będzie znacznie mniej ludzi na szlaku. I tak też było. Odpoczęliśmy od gromady turystów i kolejek na szczyty. W Murowańcu jeszcze tylko Ania wypełniła ankietę TPN (ilość turystów, jakość szlaków itd.) i ruszyliśmy prawie samotnie.
Po drodze spotkaliśmy dwóch chłopaków, z którymi jak się później okazało, wędrowaliśmy całą drogę, wyprzedzając ich, lub sami będąc wyprzedzanymi.
Droga na Krzyżne nie była łatwa - mozolne podchodzenie do góry, na szczęście łatwe technicznie. Ale mimo to, zabierało duuuużo czasu. Także gdy spotkaliśmy starszego pana, schodzącego już z góry, zagadnął Anię nieco zaniepokojony, że trochę późno, a musimy jeszcze wrócić. Miło, że się zainteresował. :) Uspokoiliśmy go, że nocujemy po drugiej stronie w schronisku i rozstaliśmy się, życząc sobie powodzenia.
Po drugiej stronie, czekało nas zejście. Jeszcze dłuższe i mozolne.
Ogólnie oboje uważamy, że zejścia są często cięższe od wejść. Co prawda trochę nam pomogło przypadkowe spotkanie z kozicą - stała na ścieżce jakieś dwa metry od nas i niespecjalnie się nas bała - ale i tak, gdy zeszliśmy w końcu do schroniska, chyba po dwóch godzinach, nasze kolana wołały o pilną regenerację. A w schronisku, żeby nie było zbyt łatwo, nie było już miejsca na łóżkach (co było raczej do przewidzenia), jedynie podłoga. Problem w tym, że takich amatorów schroniskowych przygód na wykafelkowanych powierzchniach płaskich było więcej. Znacznie więcej! W kuchni, jadalni, nawet w toaletach było pełno ludzi, tylko czekających na rozłożenie się i na hasło do zajmowania swojego kawałka podłogi. Ale udało się, Ania sprytnie, acz bezwzględnie wywalczyła miejsce dla naszych karimat, w chyba najlepszym punkcie jadalni. A że było ciężko, możemy tylko powiedzieć, że niektórzy ludzie, najwidoczniej zszokowani tym tłokiem i istnym barłogiem, który powstał do wysokości metra nad ziemią, robili wszystkiemu zdjęcia. Znaleźli się też tacy "szczęściarze", którzy wybrali nocleg na dworzu (o szóstej rano było około 4 stopni Celsjusza). Wisienką na torcie była grupka kilku chłopaków, którzy mając zarezerwowane łóżka, mocno rozważali pozostanie w jadalni "bo tu taki klimat!".

Po siedmiogodzinnej nocnej walce z bólem nóg i kolan w szczególności, czyli po śnie, wyruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku schroniska nad Morskim Okiem. Było pięknie, zimno i bardzo samotnie. Jedynym problem był pozostający ból kolan. Postanowiliśmy, że wspinaczka na Rysy, dodatkowe około jedenaście godzin wejścia i przede wszystkim zejścia dosyć stromymi ścieżkami skalnymi będzie zbyt obciążająca dla nas.
Także pozostawiliśmy Rysy na kolejny przyjazd w Tatry, zjedliśmy na spokojnie jajeczniczkę oraz szarlotkę "palce lizać" nad Morskim Okiem i udaliśmy się w zejście do Palenicy. Potem busem pojechaliśmy niewyobrażalnie wręcz zastawioną przez samochody drogą do naszej kwatery na zasłużony odpoczynek.

6 komentarzy:

  1. Gratulacje !!! Nieźle wam poszło chyba słuszna decyzja z tymi Rysami. Ale niektórym włosów przybyło :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Że niby Sławek lysieje. Wielkie rzeczy, dobrze, że tylko lekko przeze mnie osiwial. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami lepiej odpuścić, Rysy na szczęście jeszcze trochę postoją w tym samym miejscu ;) Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń