Gie(j)wont
[Ania]: Mam co najmniej neutralne uczucia co do tego szczytu. Zdobyłam go już 3 raz i chyba wystarczy. Żadne podejście nie dało mi satysfakcji. Tłum ludzi, oczekujący w kolejce na szczyt odejmuje tej górze piękna. Właściwie to pozbawia. Na szczycie tłum ludzi, a Ty martwisz się tylko o to żeby nie zostać przez nikogo zepchniętym.
Pomijam już totalny brak kultury i bijące chamstwo ludzi. Wpychanie do kolejki na wejście i zejście z wierzchołka. Przecież 100 osób ustawionych jeden za drugim, to na pewno mięczaki, którzy nie mają siły wejść i trzeba ich wyprzedzać. Emocje negatywne jakieś ze mnie biją. Co począć - taka góra. Dobrze, że już zaliczona. Możemy ją sobie odhaczyć. Góra z kanonu sławnych została zdobyta.
[Sławek]: Kiedy dzień wcześniej zaproponowałem Ani wejście na Giewont, nic nie powiedziała. Ale później przyznała, że miała raczej mieszane uczucia. Teraz już wiem dlaczego. I wszystko chyba sprowadza się do narzekania. No bo może odbierać radość mijanie dziewczyny, która narzeka, że się boi zejścia po stromych kamieniach, a jest w balerinkach; albo panią, która ubolewa nad tym, że porysowała o skały jakąś tonę złota, którą na siebie założyła. Oczywiście, byli też pozytywni ludzie, cały czas uśmiechnięci i kręcący bekę ze wszystkiego, ale przede wszystkim z siebie nawzajem. Ale suma summarum, wolałbym następnym razem wybrać się na Giejwont we wrześniu, gdy będzie znacznie mniej ludzi. Albo nigdy. Bo są fajniejsze miejsca do odwiedzenia.
No ale żeby nie kończyć tak negatywnie, górka mi się podobała, fajny widok no i ta przepaść od północnej strony robi wrażenie. I budzi respekt. Bo jak przeczytaliśmy w przewodniku, w okolicy Giewontu odbywa się ponoć najwięcej akcji ratunkowych "po turystów, którzy postanowili sobie skrócić drogę do pobliskiego Zakopanego przez północne urwisko...". Ale na przyszłość, chyba jednak poprzestanę na podziwianiu tej góry z innych szczytów. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz