Po wczorajszym dniu pełnym wrażeń dziś było lajtowo. Wstaliśmy dość późno, ale nie zbyt późno żeby nie złapać busa na Kiry. Pan kierowiec-bombowiec prowadził busa jak bolid Formuły 1. Ale dojechaliśmy. :)
Ludzi mnóstwo, trasa w Dolinie Kościeliskiej ma raczej spacerowy charakter, więc sami pojechaliśmy mocno lajtowo - bez kijów trekkingowych, z jednym plecakiem. Dodatkowo świeże oscypki z chaty gęsto wypełnionej dymem z ogniska dodawały nam sił. Także trasę pokonywaliśmy Szos-Migiem*!
Po tej słonecznej części trasy, z wizytą w jaskini - Smoczej Jamie i Wąwozie Kraków, dotarliśmy do Schroniska na Hali Ornak. Zaczęło się chmurzyć, więc odpoczynku nie było za wiele. Zaczęliśmy szybki powrót do Kirów. Złapała nas burza, ale zakupione w Decathlonie sancho-pancha uratowały nas przed zmoknięciem. Jak to mówią, kto nosi, ten nie prosi. Tej prostej prawdy nie znały całe grupy ludzi, pochowanych przed deszczem pod drzewami i skałami. Na co tylko czekali dorożkaże, którzy kursowali po drodze w tę i nazad, zbierając po kolei wszystkich turistasów.
Dziś był dzień pełen relaksu, ale równie aktywny. Oby tak dalej! :)
* Szos-Mig no tazwa busa, który praktycznie codziennie widzimy na drodze niedaleko naszego pensjonatu, gdy wracamy z wędrówek.
Super relacje s para jeszcze lepsza :-)
OdpowiedzUsuń