czwartek, 8 września 2011
Aeropuerto de Alicante
środa, 7 września 2011
Afryka dzika!
poniedziałek, 5 września 2011
Tarifa :-)
niedziela, 4 września 2011
Gibraltar - filery Herkulesa, stutonowe dzialo i konstabl w charakterystycznej angielskiej czapce
Plus malej przestrzeni jest taki, ze po prawej stronie mamy Atlantyk, po lewej Morze Srodziemne, za soba hiszpanskie gory, jakies dwadziescia kilometrow przed soba Afryke, zas nad soba - wspaniale slonce. :)
Zbyt dlugo tu nie posiedzimy - w srode czeka zarezerwowana wycieczka do Maroka.
Jestesmy na terenie Zjednoczonego Krolestwa, wiec jak to mowia: Stay tuned! Skałę, a więc to co najwazniejsze z całego Gibraltaru zwiedziliśmy taksówką. Było taniej i szybciej, więc czemu nie pobyc czasem wygodnym ;) Było kilka przystanków, na każdym wszystko co nas otaczało było piękne. Poniżej kilka próbek: Filary Herkulesa Jaskinia św. Michaela Apes - czyli jedyne europejskie małpy Tunele Stutonowe działo Point Europa
piątek, 2 września 2011
Malaga
czwartek, 1 września 2011
Barcelona w sloncu na plazy
środa, 31 sierpnia 2011
Barcelona do Gibraltar
poniedziałek, 29 sierpnia 2011
Barca
sobota, 27 sierpnia 2011
W drodze do Barcelony
czwartek, 25 sierpnia 2011
Luwr, Notre Dame, Luk triumfalny, Chamse elysees i walka z jedynym slusznym jezykiem
Joe Dassin - Les Champs-Élysées W taki sposob doszlismy pod Luk Triumfalny, zbudowany na polecenie Napoleona dla uczczenia francuskich zwycieztw. Pali sie pod nim ogien na grobie nieznanego zolnierza z czasow I Wojny Swiatowej. Obecnie, na gore prowadza schody do tarasu widokowego, z ktorego roznosi sie imponujacy widok na spora czesc Paryza, w tym na Wieze Eiffla. Co prawda, dla zrobienia zdjecia na tle podswietlonej Wiezy, musielismy specjalnie wspiac sie po schodach drugi raz, ale kto by sie tym przejmowal! :) Dzisiaj ostatni dzien zwiedzania, a jutro, gdy kury zapieja, wyruszamy na poludnie - ku sloncu i slonecznej Barcelonie!
Fotki
środa, 24 sierpnia 2011
Paris :-)
Brussel
Kiedy nastała chwila jasności, czym prędzej wybiegliśmy z domu żegnając się z Gertem, który opuszczał nas ze smutkiem, a rozpoczynał z wielką radością swój urlop :). Zaopatrzeni w kurtki przeciwdeszczowe, najlepsze buty na angielską (lub jak miejscowi mówią - typowo belgijską) pogodę - sandały i raincover ruszyliśmy w stronę Centrum.
Grand Place - to był nasz pierwszy większy cel zwiedzania. Przepiękne budynki okalające potężny plac, bogate złocenia i sklepiki z pralinkami, żyć nie umierać! Manneken Pis - Sikający chłopiec , który jak się dowiedzeliśmy, w tak młodym i niedojrzałym wieku posiada już swoją, równie frywolnie siusiającą dziewczynę, to urokliwa fontanna na rogu dwóch niewielkich uliczek, oferujących ponad 300 gatunków słynnych gatunków belgijskiego złocistego napoju.
Kolejnym kuszącym nas już z daleka widokiem było Atomium, ze swoimi przepięknie lśniącymi w słońcu, po wielkiej nawałnicy, kulami. Ceny nie napawały optymizmem, lecz bez chwili zastanowienia zakupiliśmy bilety na Atomium i Mini-Europe + audioguide. Historia związana z tą wybudowaną początkowo tylko na Expo 58 bryłą - Atomium, jest naprawdę ciekawa. A wszystko to wiemy z niedocenianych często przez nas audioguide'ów :)
W Mini-Europe przebyliśmy całą naszą trasę, zwiedzając zabytki stolic i innych mniejszych miast europejskich. Nasza podróż trwać ma 3 tygodnie, a w Mini-Europe zobaczyliśmy wszytsko w 2 godziny. Czy jest sens więc jechać dalej ? :> TAK! Parlament Europejski - monumentalna, oszkolna budowla, powiewające falgi wszystkich państw europejskich. Wytwornie, okazale, ale z klasą. Potem zadzowniła do nas Ania z wieściami o wieczornym wyjściu na frytki i piwo, czyli belgijskie przysmaki, więc szybciutko postanowiliśmy wracać do naszej posiadłości :>
Lekkim spacerkiem, ale żwawo, mijając Łuk Triumfalny i piękny, duży park nieopodal wsiedliśmy do metra, a z tamtąd już tylko pół godziny i zobaczyliśmy się z Anią.
Wieczór spędziliśmy pod znakiem frytek z przeróżnymi smakami sosów i piwkiem z browarów starych zakonników. Jednak stara receptura to jest to. 9% a w ogóle nie czuć że coś się spożyło ;P
Żegnamy się z Brukselą, a jutro już wyruszamy do Paryża. I tu uwaga dobra wiadomość mamy Hosta - Frederic - Thank You!
Podsumowując dzisiejszy dzień: Kochamy miasta, szczególnie stolice, posiadające więcej niż jedną linię metra! Ten środek komunikacji ratuje życie, przyspiesza zwiedzanie.
wtorek, 23 sierpnia 2011
Ciekawostki z drogi :)
Tak zakończyliśmy pierwszy dzień naszej podróży. Rankiem, pełni nadziei, ruszyliśmy dalej. Szło nieźle. Pierwszy był koleś, który specjalnie dla nas zboczył z kursu. Kolejno Kurd, który wiózł mięso na kebaby do Holandii, miał żonę Polkę, więc szybko nawiązaliśmy kontakt. Następnie czarnoskóry miłośnik plaży o wyglądzie koszykarza, który podwiózł nas na autostradę do Amsterdamu oraz przemiła młoda, przyszła mama, jadąca do znajomej. Po godzinie kluczenia po mieście i całkiem sporym spacerku, trafiliśmy w końcu na pole namiotowe. Mycie, jedzienie i spanie - to był nasz plan na dalszą część dnia. Niedziela stała pod znakiem zwiedzania. Polecamy Canal Cruise, przybliżające historię miasta, a także będące miłą wycieczką, pozwalającą spojrzeć na stare miasto z innej perspektywy. Miło wspominamy również wizytę w muzeum Madame Tussauds z pokojem strachów w klimacie statku pirackiego oraz z figurami sławnych osób wszelkiej maści. Angelina Jolie była celem Ani. Nie omieszkała zrobić sobie z nią zdjęcia. Kolejno pojechaliśmy do galerii van Gogh'a. Na nas zrobiły tylko wrażenie "Słoneczniki". Maciejka będzie zawiedziona, ale co zrobić, Kochana raj dla Ciebie, Twoich oczu i kubków sztuki ;) Przed Galerią, tuż nieopodal sławnego napisu 'I amsterdam', leżeliśmy na zielonej trawce brzuszkami i wentylkiem do góry! Było cudownie. Po chwili namysłu, okazało się, że wyczekiwane przez Sławka miejsce - NEMO - centrum techniki, jest czynne jeszcze tylko godzinę. W pośpiechu pojechaliśmy tam i pobawiliśmy się na urządzeniach zgromadzonych w tymże centrum. Cudowne miejsce dla dzieci, poznających świat. Serdecznie polecamy! Po zabawie zgłodnieliśmy, więc najwyższy czas było udać się coś zjeść, wylądowaliśmy w Tommy Steak. Bardzo fajna knajpka, polska obsługa, wyśmienite jedzenie w dobrej cenie! Pyyyyyyyyyyyyycha! Red Light Disctrict - dużo półnagich panieniek z okienek, ale dla każdego coś miłego. No i jeszcze parada transwestytów ;) Tak zakończyliśmy główny dzień zwiedzania Amsterdamu. Było fajnie, niecodziennie, frywolnie, fantastycznie! Poniedziałek zaczęliśmy wcześnie! Jak na spokojny urlop za wcześnie ;P Po spakowaniu się ruszyliśmy w drogę i to był nasz błąd! :) Koleś z pola namiotowego wskazał nam cudownie drogę, jednak nie w naszą stronę! Potem Brazylijczycy - mili, ale także daliśmy się wpuścić w maliny! Ach co za dzień! Kolejno 3 h na stacji benzynowej koło Amsterdamu. Zero szans, ale wreszcie pojawił się Holender, który ni w ząb nie mówił po angielsku. Powtarzał tylko jak mantra - Eindhoven - było śmiesznie, ale w końcu udało nam się wysiąść z jego cudownie zaśmieconego samochodu. Obrzydlistwo! Belgowie są cudni - łapanie stopa w Belgii było proste, do momentu Antwerpii. Tam na stacji spędziliśmy kolejne 2 h. Ale sprzedawca aut uratował nas od noclegu na stacji :) Fura (lekko uszkodzona), komóra (z zeszłego wieku) i skóra (solarka) to było coś, co od razu przykuło naszą uwagę i bez zastanowienia wsiedliśmy do budy! Bruksela oczarowała nas swoją bliskością. Teraz siedzimy z Anią i Gert'em popijając polską Żubrówkę, zajadając chińskie jedzonko! Jest miło, sympatycznie, szlifujemy angielski :) Jutro zaczynamy zwiedzanie! Podróż życia trwa! :D
piątek, 19 sierpnia 2011
wtorek, 2 sierpnia 2011
Jesteśmy, żyjemy :)
Weekendowo jedynie mogliśmy się oddać pasji podróży.
Cały czas wysyłaliśmy też maile z zapytaniem o couch'owanie nas. Do tej pory nie dostaliśmy ani jednej pewnej odpowiedzi :(. Spośród miliona wysłanych zapytań odpowiedziano nam może na pół miliona, z czego z 5 ma status 'MAYBE'.
Trochę się tym zmartwiłam, ale jeszcze będziemy próbować nie poddając się tak łatwo. Może ktoś z czytajacych ma jakieś przydatne wskazówki, jak zainteresować sobą couch'a i sprawić, że z miłą chęcią się nami zaopiekuje :P
W lipcu, przez dwa dni, miałam przyjemność hostować piwnie, muzycznie i bilardowo, przyjaciela z Couchsurfing.com - Gina z Holandii. Best wishes for You Gino, and thank you for the great time we spent together. :)
Chyba obydwoje czujemy już smak wyprawy, a ostatnie już w sumie dni pozostałe nam w nieco szarej i mokrej Polsce, potwierdzają trafność wyboru kierunku podróży.
Do napisania niedługo!
sobota, 2 lipca 2011
Kupowania biletów ciąg dalszy
1˚
Nadal nie możemy dojść z Anią do porozumienia jak przeprowadzić trasę Paryż - Barcelona. Ja myślałem o najwyższym wiadukcie na świecie w Millau, Ania zaś o Pirenejach. W związku z tym, ustaliliśmy zgodnie, że pomijamy tą część planowania. Problem rozwiązany - TA DAM! :)
2˚
Kupiliśmy bilety powrotne z Alicante. Chyba, bo w trakcie zatwierdzania transakcji przez Internet, naszym oczom ukazał się komunikat - "Sesja zablokowana, nie wiadomo, czy pieniądze zostały pobrane, czy rezerwacja zapisana. Możesz sprawdzić maila, ale i tak jesteś w ciemnej i głębokiej ... duuupie". Na szczęście nerwowe chwile oczekiwania na wiadomość poczty elektronicznej zakończyły się szczęśliwie gromkim okrzykiem radości "Jednak mamy bilety na powrót - nie jesteśmy w pupie!". Co nie zmienia faktu, że strona RyanAir jest do bani. Koniec, kropka.
3˚
W poszukiwaniu inspiracji, Ania zakupiła książkę Marka Kamińskiego "Wyprawa". Ponoć trochę o podróżowaniu, sporo o psychice i motywacji. Takie tematy. Zobaczymy jaki będzie miało to wpływ na moją Drugą Połówkę - jak spływająca woda na kaczkę, czy lewy sierpowy na Rocky'ego Balboa.
czwartek, 30 czerwca 2011
Przygotowania c.d.
Wyświetl większą mapę
To jest niesamowite, ze w dzisiejszych czasach możemy zobaczyć miejsce w które jedziemy. To bardzo pomocna sprawa.
Plan dotarcia na stację Westfalen jest krótki. Z lotniska w prawo, aż do salonu Opla, a potem przebijamy przez krzaki, docierając do celu tj. stacji :) O ile nie będzie płotu - plan idealny!
Udało nam się rownież obczaić najlepszą trasę do Amsterdamu. Jesteśmy pełni nadziei, że przemierzenie trasy około 250 km jak na niemieckie warunki to bułka z masłem i już tego samego dnia po lądowaniu, późnym wieczorem będziemy w Amsterdamie.
Kolejno trasa powiedzie nas do Brukseli, Paryża, Millau (najwyższy most na świecie). Na tym ustalenia się skończyły. :) Nie starczyło czasu, a i jak na Sławka to zrobiliśmy dużo. W ostatnim Jego poście mi posłodził, ale nie okłamał nikogo. Ja chyba najbardziej z podróży lubię planować, samą podróż :D !
Codziennie sprawdzamy też ceny biletów na samolot powrotny. Dopóki nie ustalimy jakiejś wstępnej wersji trasy, nie chcemy nic rezerwować na powrót.
Od Oli, mojej kuzynki, padła propozycja sprawdzenia połączeń promami z południa Hiszpanii, Tarify, do Maroka. Kusząca propozycja stanąć na ziemi afrykańskiej, co nie? Ale zobaczymy. Na razie znalazłam całodzienne zwiedzanie Tangeru, w cenie prom z Tarify do Tangeru i z powrotem, zwiedzaniem miasta zza szyby autokaru i obiad kuchni marokańskiej za 60 Euro. Cena nie zachęca, ale Afryka piękna i dzika czeka!
Więcej informacji w krótce ...
poniedziałek, 27 czerwca 2011
Bilety na lot
Wykorzystano materiały: screen z Google Maps, logo wizzair.com, logo pkp.plDo Poznania możemy dostać się dzięki hojności naszego PKP, ufff już sam kontakt z infolinią przyprawił mnie o ciarki, ale dałam radę. To niebywałe, że zwykły podróżny jest lepiej poinformowany od tych informatorów z infolinii. Koszt to całe 23 złote polskie. Koszt biletu lotniczego dla dwóch osób to 328.00 PLN ( w tym : Cena biletu- 68.00 PLN, Opłata za obsługę pasażerów- 70.00 PLN, Opłata za bagaże- 136.00 PLN oraz Opłata za rezerwację- 54.00 PLN).
Na głowę podróż z Elbląga do Dortmundu wynosi 187 zł. Magicznie piękna liczba :P
Vamos!
Taka podróż to nie hop-siup!
- Dokładny termin. Prawdopodobnie będziemy chcieli wystartować z Niemiec, po wykonaniu malowniczego przelotu z Polski samolotem którejś z tanich linii lotniczych. Wrócić również będziemy chcieli samolotem, co pociąga za sobą book'owanie biletów i precyzyjne określenie terminu, od którego nie będzie już później odwrotu.
- Trasa. Kilka wariantów na wypadek absolutnego zera problemów (mało prawdopodobne), małych problemików (nadal mało), dużych kłopotów (możliwe) i mega-poważnych tarapatów (zgodnie z regułami Murphy'ego - najbardziej prawdopodobne). Co by się nie działo - przecież trzeba zdążyć na samolot powrotny, a jednocześnie nie musieć siedzieć i czekać na niego w jakiejś zapysiałej hiszpańskiej wiosce.
- Noclegi. Gdzieś trzeba spać. W trasie nie ma problemu - weźmiemy namiot, palnik gazowy i jesteśmy urządzeni. Ale w miastach to inna sprawa. Trzeba będzie poszperać na CouchSurfing'u, wykopać spod ziemi starych znajomych albo udawać dawno nieznaną i zapomnianą kuzynkę pocioteczną od strony dziadka.
- Milion innych rzeczy i spraw, które w tej chwili wypadły mi z głowy.
Ania wręcz uwielbia wszystko przygotowywać, szukać, zapisywać, dzwonić i ustalać. Oczywiście, ja też pomagam, ale to głównie dzięki niej mamy wyjazdy przygotowane na poziomie międzynarodowej ekspedycji na Antarktydę. Czasem zastanawiam się, czy ta pierwsza faza w "plan & execute" nie sprawia jej największej frajdy ;) W każdym razie, sporo przed nami - w międzyczasie napiszemy o naszych postępach.
czwartek, 23 czerwca 2011
Pomysł na Gibraltar
Pozdrawiam,
Ania
Historii łyk :)
1. Kretowiny
2. Berlin
3. Spływ Wdą i Jura Krakowsko - Częstochowska (przemierzenie szlaku Orlich Gniazd)
4. Wilno
5. Wrocław, Nysa i Góry Opawskie
6. Praga i Góry Stołowe
7. Bornholm (rowerowa majówka)
8. cdn.
Tytułem wstępu
Pomysł na bloga zrodził się w główce Ani ;) Sławek pewnie nigdy by się na coś takiego nie porwał. Pomyślałam, że blog to dobre miejsce, aby dzielić się z rodziną, znajomymi i innymi spragnionymi przygód, wieściami z krajowych i zagranicznych podróży. Zaczynamy...