Tytuł zaczerpnięty z piosenki Domu o zielonych progach Szałas. Ach kiedy to się tego słuchało ;)
Z dziećmi wcześnie skoro świt o 10:30 wyruszyliśmy w kierunku przystanku busów. Musieliśmy czekać aż się zbierze ekipa. Busy rozwożące ludzi na punkty startowe nie mają rozkładu jazdy, ba nawet cennik jest ruchomy. 8 zł od głowy z Ustrzyk Górnych do Przełęczy Wyżniańskiej. Z powrotem zapłaciliśmy po 6zł. Pewnie dlatego że z górki. Kierowca-szefu odjeżdża jak zechce. Jak się zbierze grupa, jak zapali peta, zje kanapkę. No nieśpiesznie. Około 11 kupujemy bilety wstępu i książeczkę GOT PTTK dla Kubusia. Okazuje się jednak że regulaminy PTTK nie przewidziały odznak górskich dla czterolatków. Można je zdobywać dopiero po skończeniu 5 roku życia. No nic będziemy wbijać pieczątki i albo ogarniemy Dziecięcą Odznakę Turystyczną PTTK, albo po prostu same pieczątki, albo odznaka własnej roboty. Kuba mocno się wkręcił i zaczął przybijać pieczątki. Tomcik już mocno śpiący wtulił się w Sławka i uciął sobie drzemkę. Do Bacówki pod Małą Rawką docieramy w miarą szybko. Jest szybkie podziwianie bacówki i ruszamy w górę, korzystając że Tomek nadal drzemie. Kuba umila sobie czas wędrówki szukaniem ludzi pod gruzami, zbieraniem kamyków, które potem niosą rodzice, uczy się zasad panujących w górach i parkach narodowych. Droga do góry przerywana jest przystankami na przekąski: migdały, tubki owocowe, wodę. Gdy dochodzimy do schodów jest już gorzej z motywacją. Na schodach okazuje się że budowniczowie źle wymierzyli wysokość stopni. Nie przewidzieli że 4 latek będzie po nich szedł. Kuba jak dorośnie to wedle zapowiedzi pokaże im jak się buduje. Jest i mały wypadeczek. Kuba potyka się o stopień i obija kolano. Z pomocą przychodzi Pani przechodząca obok nas. Zagaduje Kubę i po chwili już pomyka do góry, łzy otarte i nawet nie trzeba plasterka. O 13 osiągamy szczyt. Najbardziej cieszy się Kubuś i Tomcio. Pierwszy że samodzielnie wszedł na górę i może odkopać ludzi z pod gruzów. Tomcio zaś uradowany, że może rozprostować nogi na macie. Na szczycie spędzamy chwilę. Jest czas na lekarstwo i jak się okazuje na prawie zmianę pieluchy. Przeszukujemy plecaki i jako rodzice roku nie zabraliśmy pieluch. Rozglądamy się i wynajdujemy rodzinkę z dzieckiem. Ratują nas pieluszkami. Dziękujemy im z uśmiechem.
Rozpoczynajmy zejście. Idzie dobrze. Ludzie nas zagadują, gratulują Kubie że sam zdobył szczyt. I trach, znów fatum schodów. Z pomocą przychodzi czekolada. Ratuje nas jakoś i schodzimy do Bacówki. Tutaj czas na obiad. Zamawiamy bigos z chlebem, naleśniki i ruskie. Jest smacznie. Kuba nawet nie ma czasu zjeść, bo ludzie znó utknęli pod gruzami i trzeba ich uratować.
Na przełęcz docieramy w konfiguracji Tomek u Ani na plecach, a Kuba ze Sławkiem za rękę. Znów czekamy na wielmożnego busiarza i docieramy do Ustrzyk. W nagrodę są lody.
Na kolację urządzamy grilla i pierwszy raz od czasu wyjazdu jemy na zewnątrz. Pogoda dopisuje i jest w miarę ciepło. Wpisujemy do książeczki GOTu dzisiejszą trasę - 12 pkt. Nieźle, biorąc pod uwagę że odznaka GOT dla dzieci zakłada zdobycie 15 pktów, ale najpierw trzeba skończyć 5 lat. Także tego.
Po południu był czas na relaks i herbata pod gwiazdami. Kąpiemy się i lulu, jutro ruszamy na Połoninę Caryńską!
Gratki dla wszystkich ale największe dla Kubusia. Mino przygód dzielnie sie trzyma 🍧 w pelni zasłużył 👨👩👦👦. Fajnie widzieć te piękne szkaki w Bieszczadach.
OdpowiedzUsuńPo uśmiechach widać ze Bieszczady podobają się całej czwórce.🏕🌄👏
OdpowiedzUsuń